Multikino 51
Adres: Królowej Jadwigi 51
Poznań
Na początek garść podstawowych danych: ponad 420 milionów stron pornograficznych w sieci (wzrost o kilka tysięcy procent w ciągu dekady); 10 do 14 miliardów rocznych zysków branży porno w samych USA; 50 procent mężczyzn w niektórych krajach regularnie korzystających z pornografii (polskie badania mówią, że 51 procent mężczyzn przynajmniej raz oglądało porno).
Co z tych danych wynika? Według twórców filmu „Cena przyjemności” Miguela Pickera i Chyng Sun – nic dobrego. Zostaliśmy spornifikowani.
Pierwsze nagrody za najwybitniejsze osiągnięcia filmowe w branży zostały rozdane w 1984 roku w małym hotelu w Las Vegas na spotkaniu, w którym uczestniczyło kilkadziesiąt osób. Wydarzenia nie odnotowały żadne pozabranżowe media. Dziś tak zwane „porno oskary” wręcza się na gali w jednym z największych kasyn w mieście, wśród kilku tysięcy gości bez problemu wypatrzeć można nie związanych zawodowo z pornografią celebrytów, imprezę transmituje w najlepszym czasie antenowym telewizja Showtime. W ciągu ostatnich lat pornografia doczekała się uznania za pełnoprawny biznes rozrywkowy dla dorosłych. Gwiazdy porno są zapraszane do publicznej telewizji, producenci porno kręcą teledyski choćby takich artystów jak Britney Spears, udział w produkcji, dystrybucji i zyskach z porno mają medialne giganty jak Time Warner, czy CBS.
Pornografia towarzyszy ludzkości od jej zarania, ale dopiero w drugiej połowie dwudziestego wieku, a w zasadzie w ostatnich dwudziestu latach została umasowiona I pozbawiona jakichkolwiek związków ze sztuką. Najbardziej intymny kontakt między dwojgiem ludzi został zamieniony w towar, a jego produkcja uprzemysłowiona. Wypowiadający się w filmie krytycy pornografii, między innymi profesorowie znamienitych uniwersytetów widzą w niej odbicie upadku kapitalizmu. Boom porno, wedle słów jednego z nich, jest wynikiem tego, że w publicznej debacie głównego nurtu nie ma miejsca na kwestionowanie systemu, który za cel nadrzędny stawia „zysk” i „rozwój”. Branża pornograficzna też przynosi świetne zyski i błyskawicznie się rozwija.
Żyjemy w systemie, w którym wszystko można kupić i sprzedać. Jeśli na dany towar nie ma rynku należy ten rynek stworzyć. Jeśli pokażemy w filmie porno ludzi stuletnich, na pewno kogoś to zainteresuje. Jeśli zaoferujemy kobietę w burce uprawiającą seks analny, znajdą się na to amatorzy.
Ten film można potraktować jak uzupełnienie do pokazywanej w ramach Transatlantyk Docs sekcji dokumentów o Wall Street. Tak jak one, „Cena przyjemności” traktuje o wynaturzeniu demokratycznego systemu w USA. W 2001 roku amerykański Sąd Najwyższy za legalną uznał pornografię, która przedstawia wygenerowane elektronicznie obrazy dzieci, lub taką, która w rolach dzieci obsadza pełnoletnich nastolatków. Film o czternastolatce „uwiedzionej” i „skonsumowanej” przez pana od matematyki jest według Sądu Najwyższego w porządku, jeśli producent w roli czternastolatki obsadzi młodo wyglądającą, albo odpowiednio ustylizowaną osiemnastolatkę. Stało się tak, bo, jak się okazuje, na straży interesów branży stoi Konstytucja. Jakiekolwiek próby obostrzeń zatrzymują się na prawniczych zasiekach. Potężnej organizacji lobbującej na rzecz branży w gabinetach Waszyngtonu dano nazwę „Koalicja Wolności Słowa”. To nie żart, to amerykańska rzeczywistość.
Jak zauważają sami producenci porno – liczba sposobów na jakie można uprawiać seks, choć ogromna, jest jednak ograniczona. W ostatnich latach na ekranie pokazano już wszystko. Odpowiedzią na ewentualną stagnację rynku jest brutalizacja. „Przykro mi to stwierdzić, ale przyszłość porno, to przemoc” – mówi jeden z producentów. Już dziś w ponad 80 procent filmów obecna jest jakaś forma fizycznej przemocy. W 95 procent przypadków poddawana jest jej kobieta. Pornografia odtwarza, cementuje – a co najgorsze - brutalizuje najgorsze seksistowskie, rasistowskie i ksenofobiczne wzorce. Wszystko w majestacie prawa, pod osłoną Konstytucji. Wolność słowa, jak widać, też została przehandlowana.
Film dla widzów, którzy ukończyli 18 lat.