Marek Obtułowicz przez pięć lat prowadził przy ul. Głogowskiej sklep spożywczo-monopolowy. Postanowił sprawców kradzieży nagrywać kamerą, a filmy zamieszczał w internecie. Później był zastraszany, rzucano w niego butelką po piwie i wybijano witrynę sklepową. Incydenty zaczął zgłaszać na policję. Skończyło się na tym, że prokuratura umorzyła dochodzenie w kilku sprawach, jednak sklepikarzem z Głogowskiej zainteresowali się politycy. Pod koniec listopada Marka Obtułowicza odwiedził Janusz Palikot.
Zaraz po świętach, 27 grudnia “szeryf internetu” zamknie “Mikrusa”. Zapraszamy do przeczytania wywiadu z Markiem Obtułowiczem. Rozmowa pochodzi z portalu lazarz.pl
Janusz Ludwiczak: Jak to się stało, że założył Pan sklep i jak długo on funkcjonuje przy Głogowskiej?
Marek Obtułowicz: Założyłem w sumie pięć sklepów. Jeden przy Lodowej, kolejny na Głogowskiej, a także przy Ogrodowej, w Antoninku i w Kazimierzu w gminie Tarnowo Podgórne. Wszystkie sklepy działały pod marką “Mikrus”. Sklepy przygotowywałem z myślą o moim synu, który w tamtych latach kończył liceum i robił maturę. Nie wiedział co dalej, więc chciałem stworzyć mu stanowisko pracy. Syn podjął decyzję, że idzie do wojska postanowiłem więc rezygnować z tych sklepów. Pierwszy sklep otworzyłem w 2004 roku, a ten na Głogowskiej funkcjonuje piąty rok.
Zawsze Pan myślał, żeby być sprzedawcą?
Dużą rolę sprawił przypadek bo miałem trochę inne ambicje. Ale zawsze podejmowałem się zawodu, który w danym momencie dawał mi realne mozliwości zarobkowania i sposób na życie.
Jest Pan rodowitym poznaniakiem?
Jestem rodowitym krakusem. W Poznaniu mieszkam od 1988 roku.
Myśli Pan o powrocie do Krakowa?
Teraz nad tym się pomału zastanawiam. Wyłania się jednak pewien problem. Mój najmłodszy, 17-letni syn trenuje w klubie sportowym, gdzie najpierw zajmował się kanadyjkami, a obecnie trenuje piłkarstwo.
Jak rodowity Krakus postrzega Poznań i poznaniaków?
Na początku było mi tutaj dosyć trudno. Krakowianie są jednak bardziej otwarci na innych ludzi. Poznaniacy są bardziej nastawieni pro rodzinnie, w kręgu swojej rodziny są bardzo skorzy do pomocy, poza tym kręgiem bywa trudniej. Krakusy są bardziej otwarci.
Jak obecnie wygląda sytuacja ze sklepem i sprawą kradzieży i Pana zastraszania?
Nie wiem czy zadziałało to, że przyjechał pan Janusz Palikot i sytuacja z kradzieżami została nagłośniona na całą Polskę. Spowodowało to, że prokuratura obudziła się. Jednego z panów, który ukradł “sławetne” zapalniczki prokuratura nie mogła złapać, pomimo iż kręcił się tutaj po ulicach. Dwa dni po wizycie pana Palikota dostałem pismo z prokuratury, że zakończono właśnie postępowanie i sprawa zostaje skierowana do sądu. Nagle się okazało, że ten drobny złodziejaszek może być szybko złapany. W sprawie drugiego pana, który rzucał do mnie butelkami i mnie obrażał, prokuratura najpierw umorzyła śledztwo nie stwierdzając czynu zabronionego. Po interwencji mediów prokuratura samorzutnie odwiesiła to dochodzenie. Jak ono się dalej potoczy zobaczymy. Czterech najmłodszych złodziejaszków zostało już ukaranych. Jakiś postęp nastąpił, ale nie jest to zadawalające. Moim celem było uświadomić zarówno organom policji, prokuratury jak i sądom, że przy tego typu drobnych przestępstwach, które dla nas szarych ludzi są najbardziej uciążliwe najważniejsze jest to, żeby było to postępowanie szybkie i skuteczne, żeby nie czekać 2-3 lata na zakończenie sprawy. Jeśli nie ma prawidłowej reakcji organów ścigania to sprawcy czują się bezkarni.
Miesiąc temu, pod koniec listopada odwiedził Pana Janusz Palikot. Myśli Pan by zając się zmianą prawa i iść drogą polityczną, może do Sejmu?
Nie mogę iść w kierunku polityki, bo internauci są zrażeni do polityki. Na pewno będę wspierał takie inicjatywy jak My Poznaniacy, którzy startowali do Rady Miasta. Jestem orędownikiem, by w samorządach wrócić do takiej tradycji jeszcze z czasów średniowiecznych, że ludzie chcą zrobić coś pozytywnego nie dla swojej partii politycznej, ale dla środowiska, z którego się wywodzą. Na poziomie miejskim fajnie byłoby, gdyby radni zajmowali się sprawami miasta a nie wielką polityką.
Czy podobne sytuacje miał Pan w innych swoich sklepach?
Kradzieże się zdarzały, ale nie takie jak tu. Miałem sklep także na Lodowej i nie zdarzały się takie sytuacje, że rzucano we mnie butelką, ubliżano mi czy rozbijano szybę.
Nie myślał Pan o zatrudnieniu ochroniarza?
Miałem tutaj ochronę, jednak ona się nie sprawdza przy tego typu incydentach.
Nawet gdyby tutaj na miejscu był ochroniarz?
Ale to są spore koszty. Nie mogłem sobie pozwolić nawet na zatrudnienie pracownika w sklepie. Sklep prowadzę tylko z żoną. Problemem było jedynie to, że ja nie mogłem dogonić tych sprawców.
Czy dalej planuje Pan zlikwidować swój sklep i coś z nim stanie?
Należę do ludzi, którzy jak podejmą decyzję to się jej trzymają. Czasami może być ona impulsywna, ale na pewno przemyślana. Podjąłem decyzję, że zamknę sklep i tak się stanie. Jest to decyzja nieodwołalna.
Miałem nadzieję, że uda się znaleźć kogoś, kto będzie chciał przejąć sklep. Jest on całkowicie urządzony. Niestety to mi się nie udało. W święta jeszcze pracuję po raz ostatni i już 27 grudnia zamykam sklep.
Co Pan będzie chciał robić po zamknięciu sklepu? Mówił pan, że chce jeździć po Polsce i pomagać ludziom, którzy są w podobnej sytuacji.
Wydaje mi się, że byłoby to ciekawe przedsięwzięcie. Mam 60 lat, jestem w wieku, w którym już za późno na realizację jakiegoś biznesu. Nie jestem typem człowieka, który chciałby do końca życia robić pieniądze. Gdyby się dało rozwinąć działalność społeczną, która sama by się finansowała, to by mnie to cieszyło. Wymyśliłem akcję “szeryfa internetu”. Na początku był pomysł, żeby jeździć po Polsce i pokazywać sklepy, w których dzieją się podobne akcje. Po przeczytaniu komentarzy internautów okazało się, że jest potrzeba osoba, która mogłaby pomóc w sprawach, gdzie są problemy z urzędami czy osoby, które nie radzą sobie w życiu. Chciałbym odwiedzać i pomagać osobom, które mają problem z przebiciem się, nie wiedzą co robić, nie mają pomysłu na życie. Chciałbym ich wesprzeć, przekazać im pozytywną energię, podrzucić pomysł, zarazić ideą. Jestem człowiekiem, który jest optymistą i lubi współpracę z ludźmi. Napisał do mnie młody internauta, którego młodszy brat ma problem z oczami. Jakoś mnie to ujęło, że postanowiłem najpierw pojechać do Będzina.
Czy mimo to, dalej będzie Pan mieszkać w Poznaniu?
Przynajmniej do momentu, kiedy mój młodszy syn nie skończy 18 lat i ukończy szkoły średniej to tak.
Jeden z Czytelników portalu lazarz.pl napisał, że Rada Osiedla nie zrobiła nic. Czy kontaktował się ktoś z Panem z ramienia Rady Osiedla Św. Łazarz?
W ciągu ośmiu miesięcy przyszedł do mnie jedynie radny miejski Szymon Szynkowski vel Sęk. Z Rady Osiedla Św. Łazarz nikt się nie zainteresował. Jedynie wystąpiłem w telewizji WTK razem z radnym Tomaszem Wojciechowskim, który jest przewodniczącym Komisji Bezpieczeństwa. Radny Szymon Szynkowski vel Sęk zadeklarował pomoc, ale na tym się skończyło. To jest znamienne dla wszystkich radnych tego miasta, że mało interesują się rzeczywistymi sprawami mieszkańców.
Jest pan znany w internecie jako “szeryf internetu”. Zamieszcza pan sporo wideo-blogów. Co pana skłoniło do takiego kontaktu wirtualnego?
Zaczęło się od momentu, kiedy zamieszczałem filmy z kradzieżami. Chciałem wyjaśnić, że to nie jest jedyny sklep, gdzie takie sytuacje się zdarzają. Po zamieszczeniu video bloga “Po drugiej stronie” na youtube, miał on sporą oglądalność, prawie milion odsłon. Sprawiło to, że codziennie otrzymywałem około 4 tysiące maili. Odpisałem na wszystkie, które nie były wulgarne i obraźliwe. Udało się, ale siedziałem na tym od rana do wieczora. Ponieważ fizycznie jedna osoba nie odpisze na tyle e-maili postanowiłem nagrać kolejnego wideo bloga i tak się zaczęło z tymi filmami w internecie. Internauci zaczęli pytać mnie w mailach o różne rzeczy, odpowiadałem przez wideo blogi i obecnie zamieściłem ponad 200 filmów.
http://www.youtube.com/watch?v=2hE3YWUEatI
Skąd przydomek “szeryf internetu”?
Tak nazwał mnie jeden z internautów, który na dodatek przesłał mi zdjęcie. Byłem na nim ubrany w kapelusz i napisał, że jestem szeryfem internetu.
I na koniec zapytam co najczęściej kupowali u Pana mieszkańcy i przechodnie?
Przeważnie alkohol, głównie piwo, wino i wódkę. Bardzo dużo osób kupowało u mnie w nocy pieczywo, kanapki. Sporo osób wracało z pracy po godz. 23. Zdarzyło się, że po godz. 2 w nocy przyszedł do mnie pan, który pracuje na dźwigu przy budowie dworca. Byłem przerażony, że ktoś tak późno jeszcze pracuje.
Najświeższe informacje z Łazarza znajdziesz zawsze na portalu lazarz.pl
Rzeczywiście w naszym kraju brakuje ludzi, którzy chcą bezinteresowni pomagać osobom pokrzywdzonym przez urzędy. Prawo jest niedoskonałe, ale urzędnicy często zachowują się jak pan na włościach i nawet gdy przepisy prawa stwarzają szanse na obronę zwykłych obywateli, stosują regułę pana Falandysza. Termin chyba trochę zapomniany, ale może warto przypomnieć sobie o haśle “falandyzacja prawa”. Ilu zwykłych obywateli jest krzywdzonych przez korporacje i urzędy?! Gdzie są wszyscy radni, posłowie, senatorowie? Gdzie ludzie Kościoła i księża, którzy powinni iść i głosić dobrą nowiną? Wszyscy oni odwracają się, żeby nie widzieć krzywdy zwykłego człowieka. Dlatego nasz kraj i zwykli ludzie mieszkający tutaj potrzebują taki osób jak Pan Marek, gotowych pomagać innym. Może warto uruchomić portal poświęcony takim problemom.