Trwa Betlejem Poznańskie, a podczas zakończonego właśnie weekendu odbywał się rzeźbienia w lodzie. Zgodnie z przewidywaniami pojawiła się wuchta wiary, która przybyła zobaczyć, jakie cuda potrafią wyczarować najlepsi na świecie artyści. Niestety zdecydowana większość przyjechała chyba samochodami.
Powoli “amerykanizujemy” się, i z lenistwa chcemy podjechać samochodem najbliżej jak się da. Po co iść na przykład 550 metrów? Co z tego, że są dostępne parkingi buforowe w odległości 5 minut marszem od Starego Rynku (to właśnie te 550 metrów). Nam to nie wystarcza, musimy być w zasięgu auta po 20 sekundach. Dlatego wielu kierowców kombinuje, gdzie by tutaj postawić swoje 4 kółka, żeby po pierwsze nie naszukać się, a po drugie, żeby było jak najbliżej. Nikogo nie obchodzi to, że w centrum wyznaczone są miejsca parkingowe, i co najważniejsze w niedzielę są bezpłatne.
Dzięki myśleniu tylko o własnej wygodzie staromiejsie uliczki przekształcają się w jeden wielki parking. Ktoś słusznie zauważy, że od pilnowania porządku mamy Straż Miejską i Policję. Dzwonimy zatem pod numer 986.
Mam do dyspozycji tylko jedno auto i pięć blokad w bagażniku – tłumaczył się dyżurny Straży Miejskiej.
Dla świętego spokoju przyjmuje jednak zgłoszenie zwracając uwagę, że radiowóz w pierwszej kolejności służy do czynności związanych z zagrożeniem życia. Chwilę po rozmowie telefonicznej mija mnie wspomniany radiowóz i udaje się na parking Urzędu Miasta. Zapewne tam był w tej chwili niezbędny. Może rower Prezydenta był zagrożony?
Strażnicy mogą wezwać kierowcę na komendę. Dlaczego z tego nie korzystają? Podobno to nie działa. Ale pomyślmy o tym z drugiej strony, samą karą jest już dla kierowcy zwolnienie się w pracy i stawienie się na komendzie, wytłumaczenie się ze swojego wybryku. Ile kosztuje zorganizowanie akcji – dwóch strażników, bloczek wezwań i aparat fotograficzny. Dalej, to niech kierowcy się martwią, czy znajdzie się ktoś żeby wysłuchać ich tłumaczenia jak to babcia chciała zobaczyć rzeźby lodowe, a że nie może chodzić, to trzeba było zaparkować bardzo blisko i złamać kilka przepisów.
Potem już z górki… Wystarczy wpis do jakiegoś systemu i weryfikacja na każdej komendzie, czy przypadkiem kierowca wcześniej nie był już zapraszany na rozmowę. Pierwsza rozmowa wiązała by się z upomnieniem, a kolejna z mandatem – niezależnie od miejsca dokonania wykroczenia.
Można? Pewnie tak, tylko pytanie czy się da?
Jest jeszcze Policja, która z budżetu miasta dostaje dotacje na utrzymanie patroli w centrum. Ciekawe co oni robią oprócz tego, że dobrze wyglądają? Ostatnio udowodnili że są i czuwają, bo udaremnili kradzież figurki Jezusa z miejskiej szopki. Gdyby szkieły patrolując uliczki Starego Rynku zaczęli zwracać uwagę, na samochody, to nie mielibyśmy sytuacji z tłumaczeniem się służb odpowiedzialnych za porządek na zasadzie spychologii. To oni odpowiadają za to, a my odpowiadamy za to. Skoro problem przerasta możliwości kadrowe Straży Miejskiej, to Policja powinna znaleźć nieco wolnych zasobów, które szybko mogły by się z problemem łamania przepisów uporać. Wystawione mandaty podniosłyby też statystyki i nie trzeba by łapać na siłę na przykład rowerzystów, by znaleźć się na profilu Poznańska Drogówka się ośmiesza.
Chciałbym, żeby na takie wydarzenia jak to, przyjeżdżali ludzie z całego województwa. Niech używają do tego komunikacji miejskiej. Jak chcesz przyjechać samochodem, to znajdź legalne miejsce, na wyznaczonym miejscu lub na parkingu. Nie pisze tego, bo przeszkadzają mi samochody. Piszę to dlatego, że nie podoba mi się obraz Poznania jaki idzie w świat.
Dodaj komentarz