100 lat temu Polska odzyskała niepodległość. Na naszych ziemiach panowały wówczas bieda i głód. Jadano skromnie. Mimo to tamta kuchnia była o wiele bardziej zróżnicowana od obecnej…
W chwili, kiedy odzyskano niepodległość, w 1918 r., polska kuchnia wyglądała na pewno źle. Była po prostu bieda, głód. Front przeszedł kilka razy. Żołnierze wszystkich armii wyjedli, ukradli, co się tylko dało. Naprawdę było ciężko” – mówi dr hab. Jarosław Dumanowski, historyk sztuki kulinarnej.
Najlepiej było w zaborze pruskim, gdzie wprowadzono reglamentację oraz zakazy marnowania jedzenia. Znacznie gorzej przedstawiała się sytuacja w zaborach rosyjskim i austriackim.
“Jedną z najważniejszych czynności gospodarstwa kobiecego jest bez wątpienia gotowanie” pisała we wstępie do “Kucharza Wielkopolski” Maria Śleżańska. Wyraźnie pominęła mężczyzn. Zupełnie niesłusznie.
Specjalne warsztaty gotowania potraw sprzed 100 lat zorganizował Dom Kultury Wilczak. W menu znalazła się m.in. zupa kwasówka – interesujące połączenie kwasu z kiszonej kapusty i fasoli, bułeczki z sardelami – anchois w odsłonie sprzed stu lat, kisielek żurawinowy – deser z działu leguminy zimne oraz popularne na początku XX wieku masło ostre do śniadania.
Poznaniacy delektowali się także słynnymi dziś rogalami. Według kart historii rogale jako świętomarcińskie narodziły się właśnie 11 listopada 1891 roku, kiedy proboszcz parafii św. Marcina w Poznaniu wzywał wiernych do naśladowania dobroci i ofiarności świętego. Jego apel trafił do serca cukiernika Józefa Melznera, który przekonał swojego szefa. Już upieczone rogale bogatsi kupowali, a biedni otrzymywali za darmo, co jest praktykowane do dnia dzisiejszego.
Z drugiej strony kuchnia 100 lat temu była bardziej zróżnicowana od dzisiejszej. Łączyła w sobie tradycje trzech zaborów. Wiele dań przyrządzano na różny sposób w zależności od regionu. Dzisiaj, choć też występują różnice, wszystko jest bardziej ujednolicone. Warto również zauważyć, że dużo potraw z tamtych lat przetrwało do współczesności, ale często w zmienionej, uproszczonej postaci, np. flaki.
Piłsudski gdyby żył, toby jadł… słodkie bułeczki
A co wiadomo o gustach kulinarnych jednego z ojców polskiej niepodległości, Józefa Piłsudskiego? Choć mówił on, że kuchnia nie jest dla niego istotna, to wiemy, że uwielbiał słodkie bułeczki i herbatniczki.
Poza tym „Marszałek” zawsze chciał, aby jego kucharką była kobieta pochodząca z jego rodzinnych stron. Zawsze mu zależało, żeby jeść to, co jadł w dzieciństwie, żeby jeść potrawy, które pamiętał z domu rodzinnego. Jednak było to dla niego ważne, chociaż o tym nie mówił – stwierdza ekspert. Przepisy na dania z Wileńszczyzny z czasów młodości Józefa Piłsudskiego można znaleźć w książce „Sto receptur na sto lat niepodległości (1918-2018).
Źródło: Agencja informacyjna infoWire.pl
Dodaj komentarz