Nie jest to kryminał do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie ma w nim miejsca na szalone pościgi, żmudną pracę policyjnych detektywów i przyszpilenie winnego dowodami. Jest natomiast zagadkowe przestępstwo, niewinnie skazany, dzielna pani adwokat, która dochodzi prawdy. Jest też szczęśliwe zakończenie i obraz współczesnej, zmagającej się z kryzysem Islandii. Ale „Spójrz na mnie” ma również drugie dno. Oto osadzony w ośrodku odosobnienia zboczeniec seksualny mści się na adwokacie, który sprzeniewierzył się podstawowemu obowiązkowi obrońcy. Uruchamia on wznowienie śledztwa w sprawie tajemniczego podpalenia ośrodka dla umysłowo chorych, wiedząc doskonale kto jest winny i komu ujawnienie prawdy może pośrednio zaszkodzić.
Ale Yrsa Sigurdardottir nie opisuje tylko sensacyjnej historyjki. Jej bohaterka zmaga się bowiem z wychowaniem trójki dzieci, jej partner nie ma pracy, w całej Islandii szaleje kryzys, narasta konflikt między nią a pracownicą, której nie może się pozbyć. Na tym właśnie tle dochodzi do zabawnych sytuacji. Oto bowiem domagający się podwyżki pracownik słyszy, iż wokół szaleje kryzys, podwyżka więc nie jest możliwa, zaś praca na czarno jest wykluczona, albowiem byłoby to podwójne okradanie własnego państwa. Pozornie wydawać się to może śmieszne, ale czy nie jest to obywatelska postawa?
Tak więc przełamując trudy dnia codziennego dzielna pani adwokat rozwiązuje sprawe, z którą nie chciała dac sobie rady policja a sądy wydały niesprawiedliwy wyrok. Pomocą w jej rozwiązaniu służy tajemniczy nadawca esemesów i….. grupa na facebooku,a wszytsko to trwa kilkanaście styczniowych dni.
Jeden z recenzentów nazwał te książkę islandzką odpowiedzią na Stiega Larssona. Określenie to jest tym bardziej trafne, iż książka Yrsy Sigurdardottir, mimo, iż obszerna, nie zawiera dłużyzn i pisana jest językiem zwięzłym. Z czystym więc sumieniem polecam ją miłośnikom kryminałów.
Dodaj komentarz