Sport

Enea Basket Poznań pokonał Weegree AZS Politechnikę Opolską

Enea Basket Poznań - Weegree AZS Politechnika Opolska  Foto: Beata Brociek

W zapowiedzi meczowej bardzo ostrożnie typowałem zwycięstwo jednej z drużyn, dając prawie równe szanse obydwu zespołom. Wynikało to z ostatnich rezultatów, nie tyle naszych, co drużyny opolskiej. Jedno było pewne, że mecz ten będzie się znacznie różnił od meczu ze Startem II Lublin. Rzeczywistość okazała się bardzo sprzyjająca dla drużyny poznańskiej, a więc także dla jej sympatyków. Nie przesadzę mówiąc, że wyrównana gra toczyła się tylko w pierwszej kwarcie i początku drugiej. Później zaznaczyła się przewaga Enei.

Może jednak od początku. Wygrywamy rzut sędziowski, ale pierwsze punkty zdobywają goście. Odpowiadamy trafieniem za 2 punkty i jest remis i tak już będzie do końca tej kwarty, to jednak ta druga drużyna wychodzi na prowadzenie, które w tej części gry zmienia się dziesięciokrotnie, 4 razy jest remis, a prowadzenie żadnej z drużyn nie jest wyższe od 4 punktów. Tyle tylko, że prowadzenie zespołu opolskiego jest dłuższe, ale jakie to ma znaczenie, szczególnie na początku meczu.

Zaczyna się druga kwarta, a jej początkowy przebieg ma podobny charakter. Tak trwa do 7,5 minuty przed zakończeniem tej kwarty. W 7’:25’’ na tablicy widnieje wynik 25:25, ale niespełna 2 minuty później jest już 31:25, a po kolejnych 3 minutach 37:25. To jest początek rosnącej przewagi naszej drużyny. Najwyższe prowadzenie w tej kwarcie, a więc w dotychczasowym przebiegu meczu, notujemy na minutę przed zakończeniem tej kwarty: 48:32, by ostatecznie zakończyć pierwszą połowę meczu wynikiem 50:35.

Zapowiada się nieźle, wziąwszy pod uwagę naszą zdobycz punktową, która świadczy o dobrym ataku oraz skromniejszy dorobek drużyny gości, świadczący o dobrej naszej obronie. Piętnaście punktów to już jest spora zaliczka do odniesieniu sukcesu, ale niewystarczająca. Z niecierpliwością czekamy na drugą połowę meczu, a w głowie tłucze się pytanie, czy to już jest zapowiedź sukcesu w tym spotkaniu? Druga połowa meczu zaczyna się dla nas bardzo pomyślnie, gdy zdobywamy 5 punktów przy zerowej zdobyczy drużyny AZS. Wprawdzie w kolejnej akcji trafiają zawodnicy przyjezdni, ale nasza odpowiedź jest jeszcze bardziej skuteczna i w 6:48 prowadzimy już 22 punktami /60:38/. To już jest coś. Do ostatniej minuty utrzymujemy tak wysokie prowadzenie, ale nie do końca tej kwarty, bowiem goście trafiają trójkę i trzecia kwarta zamyka się wynikiem 70:51.

To jeszcze nie końcowy sukces, ale brakuje niewiele. W trzeciej kwarcie, a szczególnie czwartej, często na parkiecie przebywają zmiennicy, a to świadczy, że trenerzy zdają już sobie sprawę, kto będzie dzisiaj zwycięzcą. W ostatniej części meczu ponownie lepiej spisują się zawodnicy poznańscy, którzy podwyższają prowadzenie, by zakończyć „trójką” Kuby Andrzejewskiego i ustalić tym razem już końcowy wynik spotkania: 93:67.

Mając na względzie tak okazały, dla mnie niespodziewany, wynik spotkania, bardziej niż kiedykolwiek czekam na opinię trenera Pana Przemysława Szurka, która wyjaśni, czy to my zagraliśmy tak rewelacyjne zawody, czy może goście mieli słabszy dzień. Oto wypowiedź Pana Przemysława Szurka:

Bardzo mnie cieszy jaką energię zespół dał w tym spotkaniu po obu stronach parkietu, którą mam nadzieję czuli kibice. Najbardziej zadowolony jestem z naszej postawy w defensywie. Trochę czekaliśmy na mecz, w którym będziemy dobrze bronić przez całe spotkanie i właśnie z Opolem nam się to udało. Marcin Dymała kolejny raz pokazał, że nie ma dla niego miejsca, z którego nie zdobywałby punktów i potrafi pociągnąć zespół. Fajnie, że dołączył ofensywnie Kuba Simon, mam nadzieję, że to zwiastuje dobry back-up z ławki na kolejne mecze. 

Suzuki 1LM Enea Basket Poznań – Weegree AZS Politechnika Opolska 93:67 /23:20, 27:15, 20:16, 23:16/

Punkty dla Enei zdobyli: M. Dymała 23, 7×3, 5 zb., W. Fraś 19, 1×3, 6 zb., J. Simon 12, M. Tomaszewski 11, 3×3, B. Ciechociński 10, 1×3, 7 zb., P. Stankowski 5, J. Nowicki 4, 1×3, J. Andrzejewski 3, 1×3, J. Fiszer 2, J. Jakubiak 2, I. Maćkowiak 2.

dla AZS najwięcej punktów zdobyli: M. Kroczak 15, 2×3, A. Kaczmarzyk 13, 3×3, 6 zb., H. Pabian 11, 1×3, 7 zb., J. Kobel 8, 3×3, A. Mielczarek 8, 1×3.

Byłem już na sali, gdy przyszli Zyga, Eda i Biniu. Tej, to my już som. Dziebko czasu my zmudzili, bo jak zaś my się wtachali do bimby, to jadymy, jadymy i nagle sztopła. Nie wiada czymu. Zaś potym zez ty swoi budki wyknaił się motorowy i godo: no to szlus, dali nie jadymy, bo bimba się sknociła. A jachali my zez funkty nazad do chaty. Tyn istny dali godoł, że bydymy musieli czekać oż ją zreperują, ale my nie mieli zmiru i poszli my po girach. Cołkie szczyńście, że nie uszli my za wiela i chapli my drynde, którno wziena nos do chaty do Edy, bo zez styndyk do niegu buło najbliży. Tam zaś potym my szczype przegutli, dziebko rumpucia i po sznytce chleba zez smaloszkiem i glugli my harbate, a zaś potym zez szwungiem fyrali my na sale. A jeszczyk zaś przedtem ślubno Zygi Pela narychtowała dla nos po klapsztuli zez leberką, co by my spucli na meczu, guli bydymy mieć głód. No i my som. A jakie wasze przeczucie na dzisiejszy mecz?, inacy, po naszymu, co czujecie wew gnotach? Dzisiej to nie bydzie takie pojedyńcze, ale cheba nie dostaną w cynder?, zauważył Eda. Ty cheba sobie jakiejsiś faksy wystworzosz?, oburzył się Biniu. Spokojnie panowie, starałem się opanować emocje. Zobaczymy po meczu, kto miał rację. Teraz już wiemy kto.

Na szczęście nie spełniły się obawy Edy i po meczu mogliśmy porozmawiać w radosnym nastroju. Zresztą trzebno było szpycnąć na jeich kalafy, jak się kielczyły. A jednak nie dostali my wew cynder, zaczął Eda. Cheba buło letko i nima co godać. To co się stanyło, żeby nie wiym czymu, to nie jezd tak ajnfach ażeby to merknąć. Ty żeś straszół, że bydymy mieć niezłą zagryche zez ichnią maną, i ze stąd dostołym fefry i potymu żem tak godoł. Ale cheba te nasze szczuny wiela i dobrze ibują, bo pojachali po ty obcy manie jak po kuniu, nu szak? Zaś czasami lotali jakby mieli śmige wew…Może bydom to czytać szaranki, to nie byde godoł dzie. Na moje, wtrącił się Zyga, dzisiej mieli ślypia do świgania, cheba bez to, guli dziyń wew dziyń ibują, no bo cheba się nie manygują, ale to co wystworzoł Dymek, to wew gorze nie znajduje pomieszczenia. On cheba stojoł by krybunami wew strune kosza i tyż by trafiół akuratnie wew niegu, a świgoł cheba zez trybuny. Panowie, tym razem ja próbowałem wtrącić swoje trzy grosze. Nie będę usprawiedliwiał mojej ostrożnej wypowiedzi, ale pamiętajmy, że drużyna opolska wygrała z jednym z faworytów tegorocznych rozgrywek Dzikami Warszawa i to wysoko. Łe jery, to se mogli wygrać, ale od naszy many dostali wew gor, dadał wyraźnie rozochocony Biniu. Jo tam nie mogłem spiłować dzisiej, jeszczyk zaś przed meczem, bo sie bojałem, że my dostaniemy wew rure.Biniu, to na następnych meczach jesteście w komplecie? Łe tam godosz. Godosz jak szplin. Jasne, że nima wontów. Nawet nie waguje, żeli sie nie sknaić. Kożden rychtyg kibol jezd zez swojom manąna zawdy. Jo tyż, cheba, guli nojdne sie precz, zakończył Biniu.

P.S. To nasz trener Pan Przemysław Szurek, miłośnik gwary poznańskiej, sprawił i ponosi winę, że „zacząnem grygolić te pierdoły”. Nie spodziewał się, że ich poziom będzie tak mizerny. Jemu dedykuję ten równie mizerny „wierszyk”.

Tuż po meczu z Górnikiem do Biniola mówi Zyga:

Teroz piechtą iść możymy,
cheba, że wew kieretyny,
zaś na koszykówe,
wiyncy nie idymy.
Guli czego nie idymy?,
dziebko z winkla szpycnął Biniol,
to, że bombli nos wew cynder?
No, to jezdeś rychtyg kibol!
Co ty blubrosz, godo Zyga,
wal sie w gor najsamprzód,
nie idymy, bo jadymy,
jo żem lajsnął se samochód.

Tekst: Adam Lejwoda

Użyte w artykule zdjęcia: Beata Brociek

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz