Od niedawna na zakupowej mapie Poznania pojawił się nowy sklep. Dość niezwykły, bo nie kupimy tutaj niczego, co jest masowo produkowane gdzieś w odległych zakątkach świata. Są tutaj ciuchy, które są albo niepowtarzalne albo wykonywane w bardzo krótkich seriach. Granma przy ulicy Ślusarskiej to jednak coś więcej niż sklep.
Rozmawiamy z Magdą, która stoi za całym pomysłem, który ma łączyć w działanuy pokolenia.
Skąd się wzięła Granma?
Może to brzmi dziwnie, ale pracując kilkanaście lat w środowisku reklamowo-marketingowym napatrzyłam się dość na istoty sformatowane, wypierające prawdziwe emocje, traktujące innych przedmiotowo. Dlatego mogę powiedzieć, że Granma powstała z mojej potrzeby – spotykania prawdziwych ludzi, dawania innym radości, pomagania. Ale też – żebym była szczera – jest to dla mnie taka autoterapia, rodzaj odtrutki 😉
Piekarz piecze chleb, kierowca wozi ludzi, grabarz ich chowa. Może to była naiwna potrzeba, ale chciałam, żeby efekty mojej wyobraźni i pomysłowości zwanej w “branży” kreatywnością, trwały dłużej niż kampania reklamowa i oferowały ludziom coś namacalnego i prawdziwego, realne wsparcie zamiast lepu na muchy.
Najważniejszym założeniem Granmy jest współpraca między pokoleniami. Uważam, że coś się urwało i młodzi ludzie nie czerpią od starszych, że żyjemy w jakimś dziwacznym przeświadczeniu o wyższości wieku cielęcego nad dojrzałym. A przecież dojrzałość to osiągnięcie pełni, wiedzy zdobywanej przez lata doświadczeń. No i może to górnolotnie zabrzmi, ale chcę zakopać ten dół dzielący młodych od starszych. Brzmi ogólnie? To opowiem od czego się zaczęło…
Mam babcię, która ma 87 lat i nadal chce być potrzebna. Całe życie zajmowała się krawiectwem i do dziś ma swoje maszyny na których szyje. Mam też dwie córki, dla których – w przeciwieństwie do mnie – działalność babci była zawsze tajemnicza. Pewnego dnia Oldze zamarzyła się torebka w kwiaty. Zaproponowałam jej, żeby porozmawiała o tym z prababcią. Powiem w skrócie, żeby nie zanudzać – widok tych dwóch buszujących po sklepie z tkaninami a później – wymyślających, jaką podszewkę będzie miała torebka, jaki zamek, czy pasek… to było bezcenne i wzruszające!
To było parę lat temu, ale od tamtej chwili pomysł pęczniał i zapełniał coraz większą część moich myśli. Rok temu postanowiłam przestać marzyć i kalkulować realność realizacji tej idei i zaczęłam działać. Skoczyłam 🙂
Na pewno już wiem, że było warto. Efektem mojego wysiłku, który nazywam zdrowym wysiłkiem, jest to, że powstało coś dobrego, że wstaję rano i z radością myślę o pracy, o spotkaniach z ludźmi, o tym, co dobrego uda się dziś “wykminić”. Mimo, ze tak naprawdę dopiero Granma się urodziła, już ma swoje stałe i – miejmy nadzieję – wierne fanki. Oczywiście nie odbyłoby się to bez wspaniałych osób, które budują Granmę z poszczególnych cegieł. Ja tylko kieruję tą budową. Szczerze? Mam dwie lewe do szycia, jak to wnuczka krawcowej, “obszywana” od dziecka w super oryginalne ciuchy. Rozpieszczona wnusia 🙂
W sposób magiczny udało mi się nawet pozyskać lokal i Granma ma swój dom. I to gdzie? Tuż przy Starym Rynku w Poznaniu. Jesteśmy tu od miesiąca i niestety obserwuję, że Stare Miasto, mimo swojej niezwykłości i wielu atutów, omijane jest przez moich potencjalnych klientów. Ale jestem cierpliwa, wiem, że wszystko jest procesem i wierzę, ze już niedługo adres Ślusarska 14 stanie się czytelnym i lubianym adresem.
No dobrze… Ale co ta Granma oferuje?
No tak… o tym nie było… Moim celem jest stworzenie silnej marki utożsamianej ze spotkaniem młodości z doświadczeniem. Na początek skoncentrowałam się na oryginalnych ciuchach: unikalnych lub występujących w bardzo krótkich seriach. Każda nasza sukienka, czy bluza, ma w sobie to coś, co łączy. Czy to koronkowy kołnierzyk, czy serce, które zresztą uczyniłam znakiem rozpoznawczym Granmy, czy front bluzy robiony na szydełku, albo wzór na materiale zaprojektowany przez młodego projektanta. Wszystkie nasze ciuchy mają jeszcze jedną ważną cechę: są wygodne, do noszenia, nie epatują “modowością” i z założenia są ponadsezonowe. A – no i obowiązkowo są piękne i obdarzone dobrą energią!
Na początek ciuchy. A co dalej?
Pomysłów mam aż za dużo. Ale na pewno chcę wydawać mądre książki, które pomagać mogą w życiu i tym najmłodszym i tym najstarszym. Pomysł na jedną z nich mam już spisany i tylko czeka.
Marzą mi się warsztaty w których współtworzyć, w jednym miejscu, będą ludzie w każdym wieku. Spotkania, realne wsparcie ludzi w zakresach, których potrzebują. Niektórzy chcą zaistnieć w świecie projektowym, inni potrzebują podania ręki, żeby wyjść z domu, zacząć żyć wśród ludzi, dla jeszcze kogoś nadrzędną potrzebą będzie zarobienie pieniędzy. Ludzkie…
A co z realiami?
Ach, te realia… Na razie wkładam i patrzę, kiedy bilans dawania i brania zacznie się wyrównywać. Oczywiście mam takie chwile, kiedy zaczynam wątpić i mówię do siebie, że jestem fantastką i naiwniaczką. Podważam swoje marzenia i zaliczam tzw. dolinę. Wtedy zazwyczaj pojawia się ktoś, kto mówi mi, że to świetne co robię, że rzeczy są piękne, że za rogiem czeka sukces. Wtedy wstaję, otrzepuję się i idę dalej… Tak sobie teraz pomyślałam… tak właśnie działa dobra pomoc.
Dodaj komentarz