Naturally 7 to zespół wykonujący vocalplay, czyli – oprócz śpiewu – naśladowanie głosem instrumentów muzycznych. Przyjechali, zachwycili i zarazili pozytywną energią!
Długo zastanawiałam się, jak opisać swoje wrażenia pokoncertowe, by wyrazić wszystkie emocje, jakie towarzyszyły publiczności podczas piątkowego wieczoru. Jak dobrać słowa, by czytelnicy, którym nie było dane usłyszeć siódemki utalentowanych muzyków, pękali z zazdrości, że ominęło ich amerykańskie show.
Wieczór rozpoczął James Caran, który jak stwierdził: “jest tylko przystawką, bo Naturally 7 będzie obiadem”. Przywitał się z publicznością w języku polskim, nie ukrywając, że czyta z kartki łamaną polszczyzną. Po przeczytaniu kilku zdań porzucił ją bezwiednie i już bez większych ceregieli uraczył nas muzyczną ucztą z gitarą akustyczną w roli głównej.
Jego promienisty uśmiech i charyzma przekonały do siebie słuchaczy i podczas utworu “Mystic”, publiczność chętnie przystała na prośbę muzyka i zaśpiewała z nim fragment utworu.
O Naturally 7 pierwszy raz usłyszałam w 2003 roku, gdy zostali zaproszeni przez Sarah Connor do nagrania piosenki “Music is the Key”. Niesamowitą przyjemnością było więc dla mnie zobaczenie ich na żywo, tu, w Poznaniu.
To, co wokaliści wyczyniają na scenie wydaje się niepojęte. Wyobrażacie sobie wydawanie ustami dźwięku przypominającego trąbkę? Albo gitarę elektryczną? Oni to potrafią! Na scenie brak jakiegokolwiek instrumentu – jest tylko Naturally 7 i mikrofony.
Podczas piątkowego wieczoru mogliśmy usłyszeć autorskie utwory Amerykanów oraz covery. Znalazł się również medley, czyli utwór złożony z fragmentów wcześniej stworzonych kompozycji muzycznych, które płynnie się ze sobą łączą. Na medley został wybrany “Englishman in New York” Stinga, który zgrabnie przeplatano “New York” Alicii Keys, żeby zakończyć piosenką “One Love” Boba Marleya. Publiczność sama rwała się do śpiewu a chłopaki nie musieli specjalnie namawiać do wyklaskiwania rytmu. Cały klub klaskał. Naturally 7 nie zwalniało tempa, a popis swoich umiejętności ukazali w coverze Philla Collinsa, “In the Air Tonight”. Kojarzycie tę krótką sekcję perkusyjną, na którą zawsze sie czeka w tym utworze? Tę sekcję, którą “wygrał” Mike Tyson w filmie “Kac Vegas”? W Blue Nocie wszyscy na nią czekali. A gdy się doczekali, owacja przebiła głośnością muzyków.
Ciało sama rwało się do tańca i wesołego podrygiwania w takt muzyki, więc nic dziwnego, że Amerykanie wykorzystali ten fakt i zaprosili wszystkich do wykonania krótkiego tańca, jak to nazwali “w amerykańskim stylu”. Wspólnym tańcem zakończył się prawie 10-minutowy bis. Cudownym widokiem był cały Blue Note, który tańczył i podskakiwał razem z muzykalną siódemką na scenie.
Dodaj komentarz