Lech zdobył cenne punkty i znów jest liderem T-Mobile Ekstraklasy! Najważniejsze jednak w jaki sposób wygrał mecz z Widzewem Łódź. To było dobre, trzymające w napięciu spotkanie. Zwłaszcza, jeśli zapomni się o pierwszej połowie.
Pierwsze 45 minut nie zachwyciło chyba nikogo. Zdenerwowany był Mariusz Rumak, zawodnicy byli mało skuteczni, kibice rozczarowani. Choć Lech miał przewagę i kilka dogodnych sytuacji by zdobyć gola, nie potrafił wykorzystać tych szans. Marnowali je również goście, choć grali zdecydowanie słabiej. Z dwóch bramkarzy na boisku mniej pracy miał z pewnością Krzysztof Kotorowski. Do tego wszystkiego milczące trybuny sprawiały, że o tej pierwszej połowie chciałoby się jak najszybciej zapomnieć. Nie będzie to trudne zadanie, bo to co działo się w drugiej części spotkania i to już od pierwszych sekund było po prostu niesamowite.
Kibole zaczęli niesamowity doping, zawodnicy zaczęli niesamowitą grę, wpadały niesamowite gole. Wszystko było… właśnie niesamowite. Teodorczyka zastąpił na boisku Bartosz Ślusarski, który od pierwszych sekund był bardzo aktywny. Festiwal goli w wykonaniu Kolejorza rozpoczął Mateusz Możdżeń, który zdobył bramkę Widzewa w 50 minucie. Później strzelali jeszcze Kasper Hamalainen w 60 minucie i Bartosz Ślusarski w 73 minucie spotkania. Gdy wydawało się, że nic ciekawego się już nie wydarzy kolejnego gola strzelił Gergo Lovrencsics już w doliczonym czasie gry.
Po tym meczu – podkreślmy to wężykiem: niesamowitym – Kolejorz ma 1 punkt przewagi nad Legią. Ta jednak zagra dopiero mecz tej kolejki w sobotę z Jagiellonią. Drużynie z Białegostoku będziemy oczywiście dopingować i trzymać kciuki za zwycięstwo!
Dodaj komentarz