Bezbramkowy remis w Lizbonie bardzo skomplikował kwestię awansu Lecha do fazy pucharowej. Aby poznaniacy wyszli z grupy muszą nie tylko wygrać z FC Basel, ale też liczyć na to, że 10 grudnia Portugalczycy pokonają na wyjeździe Fiorentinę.
“Są teoretyczne szanse na awans, ale nawet gdyby tak nie było, będziemy walczyć o zwycięstwo u siebie z FC Basel. Mamy rachunki do wyrównania z tą drużyną. Oprócz tego jest prestiż, pieniądze, punkty w rankingu UEFA, to wszystko jest niezmiernie ważne.” – mówił trener poznaniaków Jan Urban, pytany o szanse Lecha na wyjście z grupy.
Od początku spotkania to gospodarzenie dyktowali rytm gry, który przerywał im dobrze ustawiający się Jasmin Burić. Bośniak wielokrotnie w trakcie meczu nie dawał się zaskakiwać uprzedzając napastnika gości Tiago Caeiro. W 35. minucie gospodarze mieli wyśmienitą okazję, by zdobyć bramkę po faulu Dariusza Dudki. Szczęśliwie dla poznaniaków Tiago Silva nie trafił w światło bramki strzelając z rzutu karnego. Kolejorz konstruował nawet ciekawe akcje ale jednak za każdym razem czegoś brakowało. Niecelne wrzutki w pole karne, czy brak opanowania w polu karnym by wykończyć akcję. Dobrą okazję by strzelić w pierwszej połowie miał Thomalla, do którego piłkę zagrał Gajos. Niemiec strzelił i to w światło bramki… niestety prosto też Venturę, bramkarza Belenenses. Pod koniec pierwszej połowy bardzo groźną akcję mieli gospodarze, jednak Silva nie trafił w bramkę.
To był mecz na 1:0 dla tego, kto strzeli bramkę. Swoją doskonałą na to szansę miało Belenenses w pierwszej połowie, rzut karny sprokurowany troszeczkę lekkomyślnie przez nas. Później była jeszcze jedna sytuacja sprowokowana przez naszą stratę. Po przerwie staraliśmy się na wszelkie sposoby, aby strzelić zwycięskiego gola, niestety się nie udało. Ktoś by był pokrzywdzony gdyby wygrał, więc uważam remis za wynik sprawiedliwy – podsumował mecz w Lizbonie, trener Jan Urban.
Początek drugiej połowy był ospały w wykonaniu poznaniaków. Dobrze pokazujący się w pierwszej połowie Thomalla wyraźnie tracił siły, a Lech nie zagrażał bramce gospodarzy. Po wejściu na murawę Szymona Pawłowskiego, gra przyspieszyła. Skrzydłowy mistrza Polski miał nawet szansę zdobyć bramkę, jednak minimalnie nie trafił w światło bramki. W grze Kolejorza coś drgnęło kiedy trener Urban dokonał ostatniej zmiany, wpuszczając Hamalainena. Obie drużyny atakowały ale bez skutku. Po jednym z dobrze zapowiadających kontrataków Szymon Pawłowski strzelił w stronę bramki… jednak trafił w słupek. Ostatnie piętnaście minut gry poznaniaków było bardzo nerwowe i nie stwarzało żadnego zagrożenia dla bramki gospodarzy.
Dodaj komentarz