W Poznaniu odnotuje się jeden z najniższych poziomów bezrobocia w skali kraju. Bez pracy pozostaje około 3,3% aktywnych zawodowo poznaniaków. Taki stan wynika m.in. z ulokowania w Poznaniu i aglomeracji przedsiębiorstw o dużym wolumenie zatrudnienia, dużej rotacji i niewysokich wynagrodzeniach. Problemy z pozyskaniem pracowników mają dziś firmy technologiczne ale też tacy potentaci jak Amazon czy Bridgestone.
Polskie miasta o najniższej stopie bezrobocia: 1. Poznań 3,3 proc. 2. Sopot 3,9 proc. – 3. Warszawa 4,4 proc. – 4. Wrocław 4,6 proc. – 5. Katowice 4,8 proc. – 6. Kraków 5,2 proc. – 7. Bielsko-Biała 5,2 proc. – 8. Tychy 5,2 proc. – 9. Gdynia 5,6 proc. – 10. Gdańsk 5,7 proc.
Co trzecia firma w Polsce ma problem z pozyskaniem wykwalifikowanych pracowników. To więcej niż średnia UE. Wchodzące na rynek pracy nowe pokolenie ma przy tym znacznie wyższe aspiracje i wymagania, inaczej podchodzi do motywacji i zaangażowania. Zmiany na rynku pracy mogą się przyczynić do wzrostu dynamiki płac o nawet 7–8 proc. rocznie. Będzie to możliwe, o ile rozwój gospodarczy utrzyma się choćby na dotychczasowym poziomie.
– Zaczynamy wchodzić w rynek kandydata zasadniczo w każdym możliwym obszarze kompetencyjnym – przekonuje Paweł Wierzbicki, dyrektor w firmie doradztwa personalnego Michael Page. – Dotyczy to zarówno finansów, HR, sprzedaży i marketingu, a od dawna już IT. Dziś procesy te nabierają tempa.
W latach 2005–2006, gdy firma Michael Page rozpoczynała działalność w Polsce, krajowy rynek pracy także należał do kandydatów. Firmy rekrutacyjne poszukiwały zmotywowanych pracowników, gotowych do zmiany miejsca zatrudnienia. W kolejnych kryzysowych latach role się odwróciły. Headhunterzy dzwonili do klientów, żeby polecać swoje usługi, a kandydaci musieli wykazać się dużą dozą pokory i mieli problemy ze znalezieniem odpowiedniej pracy. W latach 2011–2014 na rynku pracy utrzymywała się równowaga, a dziś powoli rynek przejmują kandydaci.
– 32 proc. polskich przedsiębiorstw ma problemy z pozyskiwaniem utalentowanych pracowników, to dużo więcej niż jeszcze kilka miesięcy temu, gdy byliśmy mniej więcej na poziomie 20–25 proc., czyli takim jak średnia europejska – podkreśla Wierzbicki. – To znaczy, że emigracja dzisiaj, gdy gospodarka nabiera tempa, zaczyna rzeczywiście doskwierać przedsiębiorstwom.
Jak wynika z globalnej ankiety firmy Michael Page „Barometr rynku HR”, w ciągu najbliższych dwunastu miesięcy 48 proc. osób zajmujących się sprawami pracowniczymi spodziewa się wzrostu zatrudnienia, a blisko co trzecia organizacja (27 proc.) zwiększyła budżet przeznaczony na rekrutację.
– Brak wykwalifikowanych pracowników będzie wyzwaniem nie tylko dla firm rekrutacyjnych i przedsiębiorstw, lecz także dla całego społeczeństwa i rządu – uważa Paweł Wierzbicki. – Obecne bezrobocie jest w okolicach 10 proc. i braki kadrowe oznaczają, że nie ma równości między tym, czego oczekują przedsiębiorstwa, a tym, co oferuje rynek pracy. W najbliższych miesiącach oczekujemy intensyfikacji tego zjawiska.
Będzie ono wyzwaniem o tyle trudnym, że młode wchodzące obecnie na rynek pracy pokolenie ma nieco inne oczekiwania niż poprzednie generacje.
– To pokolenie w odmienny sposób podchodzi do zaangażowania i motywacji. Jeśli do tego dojdzie przekonanie, że na rynku pracy rządzi kandydat, to przyznam szczerze, będzie sporo wyzwań dla wszystkich, żeby tym skutecznie zarządzać – wskazuje Paweł Wierzbicki.
Jak podkreśla, sytuacja na rynku pracy może spowodować, że w kolejnych latach wynagrodzenia będą rosły znacznie szybciej niż dzisiaj.
– Wcale bym się nie zdziwił, gdyby pensje rosły w tempie 7–8 proc. rocznie, co przy takim rynku pracy jest bardzo możliwe – przekonuje Paweł Wierzbicki. – W zasadzie wszystkie przedsiębiorstwa i wszędzie, łącznie z produkcją, zgłaszają popyt na pracowników. Taka skala podwyżek jest jednak możliwa, pod warunkiem że gospodarka utrzyma tempo rozwoju.
Źródło: Agencja informacyjna Newseria Biznes
Dodaj komentarz