„Niskokaloryczny” a jednak tuczący, nieprawidłowe nazwy produktów, niewłaściwe informowanie o alergenach – Inspekcja Handlowa wzięła pod lupę jedzenie dla małych dzieci, sportowców i osób na diecie. Kontrolerzy mieli zastrzeżenia jedynie do 9,4 proc. zbadanych produktów.
Inspektorzy skontrolowali 82 sklepy i 3 hurtownie z całego kraju. Sprawdzili 817 partii żywności. Ponad połowę z nich stanowiły produkty dla małych dzieci, pozostałe były przeznaczone m.in. dla osób na diecie bezglutenowej, dla sportowców, diabetyków (i odchudzających się.
Inspekcja Handlowa sprawdzała żywność, której oznakowanie sugerowało przeznaczenie dla określonych grup konsumentów. Przepisy określają pewne komunikaty, którymi producenci mogą podkreślać szczególne właściwości swoich wyrobów, np. kiedy produkt można nazwać bezglutenowym, niskokalorycznym/light, dla małych dzieci albo suplementem diety. Nie wolno jednak twierdzić, że żywność pomaga w leczeniu albo że zapobiega chorobom.
Nieprawidłowości wystąpiły w 27 kontrolowanych placówkach (31,8 proc.). IH zakwestionowała 77 partii produktów (9,4 proc.). Najwięcej zastrzeżeń wzbudziło oznakowanie.
Częste były niezgodne z prawem oświadczenia, np. „niskokaloryczny” przy produkcie o wartości energetycznej 367 kcal na 100 g, podczas gdy takie sformułowanie jest dopuszczalne, gdy produkt ma nie więcej niż 40 kcal na 100 g,
Kontrolerzy zauważyli także nieprawidłowe nazwy produktów, np.: określenie „naturalny” przy chlebach bezglutenowych, w których były substancje zagęszczające, konserwanty lub barwniki, a „mocno owocowy” kisiel, który zawierał tylko 0,1 proc. proszku truskawkowego,
Na produktach znajdowały się także niewłaściwe informowanie o alergenach, np. używanie formułki „może zawierać śladowe ilości…”, która jest niejednoznaczna, bo przepisy nie definiują, co to znaczy śladowe ilości. Jeśli danego alergenu jest dużo, powinien się znaleźć w wykazie składników. Jeśli prawdopodobne jest zanieczyszczenie, producent nie musi o nim informować albo może użyć wyrażenia: „możliwa obecność…”, „może zawierać…” lub podobnego bez określenia „śladowe ilości”.
80 partii produktów trafiło do laboratorium, gdzie kontrolerzy porównali ich skład z informacjami na opakowaniach. Zakwestionowali jedynie 4 partie (5 proc.) zbadanych produktów. Przykładowo w gorzkiej czekoladzie wykryli zawyżoną w stosunku do deklarowanej w wartości odżywczej zawartość cukru, a także stwierdzili sacharozę i laktozę, o których producent nawet nie wspomniał. Okazało się także, że w produktach dla niemowląt i małych dzieci było kilka razy więcej witaminy C, niż wynikało z informacji na opakowaniach.
Inspektorzy kazali także wycofać ze sklepów 10 partii przeterminowanych produktów. O nieprawidłowościach zawiadomili wojewódzkie inspektoraty jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych oraz organy nadzoru sanitarnego.
Dodaj komentarz