Dziś podatnicy w Polsce przestaną pracować na państwo, a zaczną zarabiać na siebie. Co roku dzień wolności podatkowej przypada w okolicach połowy czerwca. Oznacza to, że blisko połowę dochodów Polaków pochłaniają podatki publiczne.
Od tego symbolicznego momentu, wyznaczanego przez Centrum im. Adama Smitha, podatnicy zaczynają zarabiać na siebie, spłaciwszy wcześniej swoje zobowiązania wobec państwa.
– W Polsce z reguły jest to czerwiec danego roku, czyli dzień wolności podatkowej przypada najczęściej na drugą, trzecią dekadę czerwca jako ten dzień, kiedy pieniądze zaczynamy zarabiać już tylko dla siebie – mówi Mariusz Unisk, dyrektor generalny ds. doradztwa podatkowego w ISP Modzelewski i Wspólnicy.
W Polsce dzień wolności podatkowej przypada dość późno w porównaniu z innymi krajami świata. Stany Zjednoczone, od lat na czele rankingu, mogą się pochwalić datą zlokalizowaną w połowie kwietna, np. w 2013 roku był to 18. dzień tego miesiąca, a rok wcześniej – 17 kwietnia. Podobnymi wynikami cieszą się mieszkańcy Australii. Nieco później, zwykle pod koniec maja, wolni od fiskusa są Brytyjczycy. Z kolei Szwedzi dopłacają do budżetu aż do końca lipca, mając obciążenia podatkowe na poziomie aż 57 proc. Podobnie wysokie podatki płacą też Francuzi (54 proc.) oraz Niemcy (52 proc.).
– Daleko nam do Stanów Zjednoczonych i niektórych państw członkowskich Unii Europejskiej. Ale też dla porządku rzeczy należałoby dodać, że jest jeszcze sporo takich państw, jak Szwecja, Norwegia, Niemcy, które z kolei są daleko za nami, czyli ten dzień wolności podatkowej przypada później, w lipcu, czasami nawet w sierpniu – przyznaje Mariusz Unisk.
Począwszy od lat 90., dzień, w którym Polacy mogli odkładać zarobione pieniądze do własnej kieszeni, przesuwał się w czasie. Najpóźniej, bo na początku lipca, przypadł w latach 1994–1996. Od tego czasu przez 18 lat jest to już druga połowa czerwca. Wyjątkiem był jedynie rok 2011, w którym wolni od obciążeń na rzecz budżetu byliśmy dopiero 7 lipca, czyli najpóźniej w historii. W ubiegłym roku wolność podatkowa zawitała do Polski ponad dwa tygodnie wcześniej, bo 22 czerwca. Kolejne znaczące przesunięcie czerwcowej daty na wcześniejszą jest mało realne.
– Myślę, że doskonałym wynikiem w przypadku uwarunkowań polskich byłaby końcówka maja lub pierwsza dekada czerwca, biorąc pod uwagę sytuację ekonomiczną kraju i niedawny kryzys. Od 20 lat nigdy nawet nie załapaliśmy się na pierwszą dekadę czerwca – wyjaśnia dyrektor generalny Instytutu Studiów Podatkowych.
Najmniejsze obciążenia Polacy ponieśli w latach 2008–2009, gdy z daninami na rzecz fiskusa uporali się do 14 czerwca. Wyznaczając dzień wolności podatkowej, bierze się pod uwagę stosunek wydatków publicznych, powiększonych o transfery środków do otwartych funduszy emerytalnych, do PKB na podstawie założeń budżetowych opracowanych przez Ministerstwo Finansów.
Dokładne określenie dnia wolności podatkowej będzie możliwe dopiero po podsumowaniu budżetu, a więc po zakończeniu roku. Dotychczas zwykle okazywało się, że założenia budżetowe nie odpowiadały sumie podatków, które rzeczywiście wpłynęły do państwowej kasy.
– Niestety, biorąc pod uwagę to, co dzieje się wokół podatków, raczej w tym roku zostanie czerwiec. Miejmy nadzieję, że to raczej nie późna druga połowa ani nie początek lipca – mówi Mariusz Unisk.
Źródło: Newseria Biznes.
Dodaj komentarz