Sport

Od tragedii do remisu

12. kolejka T-Mobile Ekstraklasy - Lech Poznań - Ruch Chorzów  Foto: lepszyPOZNAN.pl / Piotr Rychter

Wielkie nadzieje szybko przerodziły się w wielki strach i zawód. Obroniony dzisiaj remis daje jedenaste niewygrane spotkanie w tych rozgrywkach Ekstraklasy. Mistrzowie Polski wygrali jak dotąd tylko jeden mecz. Oczywiście za ten stan rzeczy winić nie można trenera Jana Urbana, bo jest za krótko.

Za dużo w naszej grze było niepewności w rozgrywaniu piłką, wszystko toczyło się za wolno. Wycofywaliśmy się zamiast szukać zmiany orientacji gry. Co jednak najbardziej mnie boli to bramki tracone po stałych fragmentach gry przy wysokich i dobrze grających głową stoperach. Nie możemy sobie na taki luksus pozwolić. To się musi zmienić w drugą stronę. Przy takich warunkach musimy nie tylko dobrze bronić, ale i strzelać bramki. Mamy wielu zawodników dobrze grających głową i musimy to wykorzystać – podsumował po meczu Jan Urban, trener Lecha Poznań.

W pierwszej połowie Lech był dokładnie taki jakiego pamiętamy go z poprzednich meczów. Zupełnie niczym nie zaskakiwał… no może po za tym, że pierwszą bramkę poznaniacy stracili już w 45 sekundzie meczu po główce Mariusza Stępińskiego. 24 minuty później ten sam zawodnik w podobnych okolicznościach zdobył taką samą bramkę podwyższając wynik na 0:2. W 37 minucie wydawało się, że nadchodzi upragniony gol dla Lecha, kiedy to Gergo Lovrencsics wysoko zagrał piłkę w pole karne do Kaspera Hamalainena. Finowi pozostało już tylko skierować piłkę co bramki… co mu się niestety nie udało. Szczęśliwie w 41 minucie po rzucie rożnym Szymon Pawłowski rozegrał piłkę wzdłuż końcowej linii boiska i strzelił pod bardzo dużym kątem w stronę bramki. Piłka ku zdziwieniu bramkarza gości i radości kibiców znalazła się w siatce. I taki wynik pozostał już do końca pierwszej połowy.

Druga połowa była już pokazem zupełnie innej gry. Lech jakby trochę bardziej ożył choć nadal były problemy z niecelnymi podaniami i stratami w środku pola. Wiele razy słychać było jęk zawodu kibiców kiedy kolejne strzały mijały bramkę. Najbliżej był Dawid Kownacki, który w 75 minucie posłał piłkę na boczną siatkę bramki. Aż przyszła 81 minuta, kiedy w polu karnym gości zaczęło się niesamowite zamieszanie – poznaniacy oddali chyba więcej strzałów niż przez całą drugą połowę. W końcu do piłki dopadł Kamiński, któremu udało się wpakować piłkę do bramki. Chwilę później trener Urban wpuścił na boisko Formellę, który zmienił zmęczonego Ceesaya i przesuną trochę ciężar gry do przodu.

Dodaj komentarz

kliknij by dodać komentarz