Philip Roth. Nie ma chyba nikogo, kto nie słyszałby choćby o tym pisarzu. Jego “Kompleks Portnoya” wzburzył świętoszkowatą część społeczeństwa amerykańskiego i stała się bestsellerem na rynku polskim.
Jeśli ktokolwiek wysuwałby jednak analogie pomiędzy Wzburzeniem a Kompleksem Portnoya srodze się zawiedzie. Wzburzenie bowiem jest opisem nieprzystosowania i alienacji społecznej młodego człowieka, który zmienia uczelnię tylko po to, by wydostać się spod ramion nadopiekuńczego ojca.
Marcus Messner, bo to o nim mowa, jest zainteresowany tylko nauką, rezygnuje więc z życia towarzyskiego, wzbrania się przed wstąpieniem do bractwa, nie jest zainteresowany studiowaniem na skróty (przez akces do uczelnianej drużyny sportowej). Motywacja do nauki jest w tym wypadku złożona. Dyplom ma zapewnić nie tylko wydostanie się ze sklepu rzeźnika, ale zapewnić stopień oficerski w razie powołania do wojska, a akcja dzieje się, co trzeba zaznaczyć, w czasie wojny koreańskiej. Naciski ze strony władz uczelni czy rodziny zbiegają się w czasie ze źle ulokowanym uczuciem. W końcu Messner postanawia się przystosować do otoczenia. Nie chce jednak uczestniczyć w żadnym z obowiązkowych nabożeństw uczelnianych, jednakże, by nie rzucać się w oczy, angażuje kogoś, kto będzie za niego w nich uczestniczyć. Wybieg ten zostaje wykryty, a głowny bohater relegowany, co wydaje się raczej karą za to, iż postanowił pójść na kompromis.
Messner trafia na front w Korei i ginie w jednej z krwawych potyczek.
Książkę przeczytać warto. Plastyczne opisy tworzącej się klasy średniej w Newark, uczciwość kupców starej daty, szacunek dla pracy są cenne same w sobie i nie zastąpi ich żadne streszczenie. Sposób w jaki dziecinniał ojciec głównego bohatera przypomina jak żywo fragmenty z wcześniejszej książki Rotha pt Dziedzictwo. Bunt młodzieńczy młodego Marcusa w pewnym stopniu przeżywał każdy z nas, a targiczne zakończenie zmusza do małej refleksji nad naszymi życiowymi wyborami.
Dodaj komentarz