Krzysztof Mączkowski
/
W poznańskiej kulturze wrze. To pewne. Jeszcze niedawno, po pierwszym dniu Poznańskiego Kongresu Kultury, stawiałem tę kwestię w formie pytania. Teraz, po jego zakończeniu, wiadomo jednak, że pod płaszczykiem pozornego spokoju kipi.
Tak możnaby zobrazować emocje, jakie wywołał wykład dra Krzysztofa Podemskiego, który przedstawił poznańską kulturę w świetle swoich badań. Wsadził przysłowiowy kij w mrowisko i nieźle w nim zamieszał.
Wystarczył przegląd SWOT w tym obszarze, by zorientować się jak twórcy, animatorzy i managerowie kultury traktują swoje własne środowisko. To obraz ich samych o sobie samych. Choć jednym z zarzutów, jakie badaniom postawili uczestnicy Kongresu, była zbyt mała próba badawcza (kilkadziesiąt osób) i że zostały użyte złe narzędzia („powielanie stereotypów”). Lektura badań jest jednak niezwykle ciekawa.
Niewątpliwie mocną stroną poznańskiej kultury jest teatr (w tym alternatywny) i spora liczba grup teatralnych; design jako „mit założycielski” zmiany dotychczasowego charakteru i wizerunku miasta (wspierany przez autorytet poznańskiej ASP i mecenat znanego poznańskiego biznesmena Piotra Voelkela i marszałka województwa); filharmonia i opera jako „reprezentanci” tradycji i wysokiego poziomu artystycznego; mocną stroną są też liczne środowiska kultury niezależnej, klubowej, czy alternatywnej (w muzyce, sztukach wizualnych).
Dostrzegalny jest prywatny mecenat kultury – wskazywany najczęściej w osobach Grażyny Kulczyk, właścicielki Starego Browaru, Piotra Voelkela, m.in. założyciela Wyższej Szkoły Nauk Humanistycznej i Dziennikarstwa, Wojciecha Fibaka, znanego eks-sportowca, a obecnie kolekcjonera sztuki, czy Kompanii Piwowarskiej. Poznań jest też silnym ośrodkiem choreograficznym (teatr tańca jest uznaną w Polsce placówką prezentującą wysoki poziom i stanowiącą ważny punkt na kulturalnej mapie Polski).
Wartością stanowiącą o sile poznańskiej kultury jest determinacja ludzi kultury – ona doprowadziła m.in. do organizacji Poznańskiego Kongresu Kultury – i współpraca ponad granicami rodzajów sztuki i wielość festiwali kulturalnych (to też przekleństwo – pojawia się jako zarzut o zdominowaniu przez nie obrazu kultury w mieście); siła poznańskiego ośrodka akademickiego i ośrodka chóralistyki (pozytywny jej obraz mimo kilku afer seksualnych został zachowany).
Co zatem dołuje kulturę w Poznaniu, co jest jej słabą stroną? Najbardziej dostaje się władzom miasta, prezydentowi, jego zastępcy, Radzie Miasta, ale i Wydziałowi Kultury. Brak kompetencji urzędników Wydziału, niewielkie ich zainteresowanie sprawami kultury, brak uznania kultury za czynnik rozwoju miasta, brak promowania miasta poprzez kulturę, obecność elity politycznej nierozumiejącej spraw kultury, brak dialogu między władzami miasta a środowiskami ludzi kultury, za mały budżet na kulturę w porównaniu z jego częścią na sport, zmienność polityki kulturalnej miasta w finansowaniu rozpoczętych projektów, uprzywilejowanie głośnych i drogich imprez o charakterze festiwalowym, brak promocji kultury, brak współpracy między władzami miejskimi a wojewódzkimi, „bezdomność” niektórych instytucji kultury, nawet brak centralnego systemu informowania o wydarzeniach kulturalnych, mieszczańskość, lokalny szowinizm, wręcz prowincjonalizm, słabe środowisko literackie, brak środowiska filmowego, niszczenie dziedzictwa urbanistycnego – to tylko niektóre słabości poznańskiej kultury.
W takim zestawieniu szanse i nadzieje wydają się niekiedy iluzoryczne, a wręcz humorystyczne: ograniczenie finansowania sportu po Euro2012, wymiana elity politycznej miasta na ludzi bardziej wrażliwych na sprawy kultury. Inne, poważniejsze, jak rozwój uczelni poznańskich, finansowanie kultury ze środków Unii Europejskiej, dalszy rozwój mecenatu prywatnego, rewitalizacja korespondują ze wskazanymi zagrożeniami: trwanie tej samej elity politycznej, kryzys ekonomiczny, obniżenie jakości kształcenia, emigracja z Poznania ludzi związanych z kulturą, emigracja firm – sponsorów kultury. Nawet autostrada Berlin – Warszawa została zaliczona do zagrożeń: bardziej ambitni twórcy i odbiory kultury będą jeździć do polskiej stolicy lub za zachodnią granicę.
Wystąpienie Krzysztofa Podemskiego wywołało burzę – uczestnicy zarzucali zbyt uproszczone podejście do zagadnień kultury, zarzucili mu użycie narzędzie badawczych, które de facto powielają stereotypy. Zarzucili badaniu, że brała w nim udział niereprezentatywna grupa badanych (10 dyrektorów publicznych instytucji kultury, 8 liderów organizacji pozarządowych, 4 przedsiębiorców z sektora kreatywności, tylko 8 artystów i 10 „aktywnych uczestników kultury”).
Widać było, że niektórzy próbowali się bronić przed drastycznym obrazem swoich własnych poglądów, jakby nie chcąc się narażać na gniew decydentów. Problem w tym, że takie glosy nie są rzadkością w tym gronie i często je słychać w kuluarach, nie tylko Kongresu.
Po Kongresie nasuwa się mnóstwo wniosków, jednak na kilka z nich chciałbym zwrócić szczególną uwagę. Poznańska kultura nie jest jednoznaczna – i to nie tylko pod względem form wyrazu, także pod względem podejścia do spraw mecenatu miasta i województwa. Są w Poznaniu liczni artyści, którzy muzykują, piszą, malują i w ogóle nie interesują ich żadne dotacje publiczne, i sobie radzą. Mam wrażenie takich na Kongresie brakowało. A warto i takich zapytać o opinię o stanie poznańskiej kultury. Czy tacy byli objęci badaniem dra Podemskiego?
Moje obawy dotyczą spraw odnoszenia się do samorządu. Czy środowisko tego chce, czy nie, to on w dużej mierze kształtuje „polityką kulturalną”. Można oczywiście, jak wielu uczestników życia kulturalnego, atakować prezydenta i Wydział, uważając, że wiele złego dzieje się z ich powodu. Gdy padały zarzuty i mizerną kompetencję urzędników z Wydziału Kultury obserwowałem ze współczuciem liczną delegację Wydziału, która słuchała tego bez mrugnięcia okiem, choć czerwona na twarzy. Myślę, że prezydenci i Wydział powinni być krytykowani, jeśli na to zasługują, jednak znacznie lepszą „taktyką” (matko, co za straszne techniczne słownictwo!) byłoby szukanie w Wydziale Kultury sojusznika dla wielu spraw kultury w mieście. Jeśli Wydział ma dziś małą siłę przebicia, to może jest to też wina środowiska kulturalnego?
Musimy pamiętać, że nie wszystkich 12 radnych w Komisji Kultury i Nauki Rady Miasta Poznania, a już na pewno nie wszyscy radni miejscy, to sprzymierzeńcy spraw kultury. Wielu z nich robi tam polityczną awanturę dla swojego zaistnienia i zbicia ideologicznego kapitału. Spraw publicznych w mieście jest bardzo dużo i bardzo często w zestawieniu z innymi kultura przegrywa. Może więc znacznie lepszą postawą byłoby wsparcie „kulturalnej strony mocy” w mieście? Mam nadzieję, że uczestnicy Kongresu „policzyli się” i że to środowisko będzie chciało mówić językiem bardziej pro- niż anty-. Zbliżające się Otwarte Forum Kultury odpowie na wiele pytań postawionych na Poznańskim Kongresie Kultury.
***
Swoistego rodzaju zakończeniem Poznańskiego Kongresu Kultury był, przynajmniej dla mnie, niedzielny koncert formacji Strachy Na Lachy. Grabaż z ekipą po raz kolejny pokazał, że najlepiej „kulturę się robi” bez żadnych regulacji, uchwał i rezolucji. Tu rachunek jest prosty: Strachy grają, a ludzie kupują bilety i przychodzą. Tym razem – w większej sali (o czym za chwilę) – przy dźwiękach strachowego grania bawiło się jak na moje oko przeszło 4 tysiące ludzi.
Koncert Strachów możnaby zamknąć, jak zwykle, w kilku słowach: rewelacyjny, wspaniały, piękny, mocny – i każde z nich odpowiadałoby prawdzie. Tym razem jednak, obok niewątpliwie zasłużonych komplementów, trzeba dodać coś więcej.
Był to „koncert generalny” przed pierwszym DVD nagrywanym przez Strachy w Łodzi 17 grudnia. Ta generalna próba wyszła Strachom znakomicie. Przeszło dwugodzinny koncert z dwoma bisami był niesamowitą niespodzianką i prezentem dla poznańskiej publiczności. Świadczyło o tym gromkie yeaaaaaa po zapowiedzi Grabaża, że tym razem będą grać tak długo, jak im sił starczy.
Radości było co niemiara. Wspaniale wykonali wiele piosenek, zarówno tych hitowych (stanowiących treść Dekady), ale i mniej granych, jak Na Pogrzeb Króla, czy Zaczarowany Dzwon. Sporą niespodzianką była prezentacja nagranego dzień wcześniej Mokotowa – z prześmiewczymi komentarzami, że „niektórzy noc zawalili, by nauczyć się tego na pamięć”.
Publiczność odwzajemniała się najpiękniej jak mogła – Strachy doczekały się Sto Lat, gdy ich lider przypomniał, że obchodzą dziesiąty jubileusz swojego grania; usiadła przy ważnej dla Grabaża piosence Na Pogrzeb Króla; chóralnie wyśpiewywała Statek Piła Tango, Czarny Chleb i Czarna Kawa, Awangarda Jazz i Podziemie i inne.
Z minuty na minutę Strachy grały mocniej i głośniej, jakby nie zważając na mizerną akustykę miejsca i przełamując jakiejś zahamowania, które zazwyczaj towarzyszyły ich występom w Poznaniu. Odczuwalny dobry humor Grabaża (i nowy irokez!), zgranie zespołu i wspaniała reakcja publiki stworzyły niezapomnianą atmosferę. Dość przypomnieć: koncert trwał przeszło 2 godziny! Z dwoma bisami! Okolicznością wspomagającą taką zabawę było – przypomnę – przygotowywanie się SNL do nagrania DVD. Koncert więc trwał i trwał. Oj, bolą gardła od śpiewania, oj bolą nogi od skakania, oj bolą ręce od klaskania…
Koncert Strachów odbył się tym razem na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich, w jednej z hal, którą Grabaż ocenił jako miejsce dobre „do przechowywania samolotów”, a nie grania koncertów. Dodając „cieszmy się z tego co mamy”, na swój sposób skomentował brak sali koncertowej w Poznaniu z prawdziwego zdarzenia.
Zbudowanie wreszcie takiej to też zadanie dla poznańskiego środowiska kulturalnego i władz samorządowych. Może więc doczekamy się wspaniałego koncertu Strachów Na Lachy w nowoczesnej sali koncertowej? Kiedy?
miłe zaskoczenie autorem znanym raczej z prawicowego nachylenia – ale widac eklogia i muzka łagodzą obyczaje! szacuneczek 🙂
nie wiem kto wymyślił targi jaki miejsce koncertowe, to złe miejsce unikajnie go
piddżama porno – wymiata
a Maczkowski jest jeszcze radym?
obawiam sie ze badanie profesora Podemskiego bylo takie se, stereotypy – babranie sie we wlasnym sosie zamiast otwarcia na target – osoby ktore maja potencjal korzystania z kultury, zreszta obecne instytucje kulturalne sa zamkniete w swoich dzialaniach promocyjnych – i wcale nie wyszly nawet poza facebooka – po prpostu powialeja schematy dotarcia nie otwuerajac sie na inne grupy