Po przepisie na pyry z gzikiem w wersji tradycyjnej (przepis tutaj), czas na kulinarne wariacje na ten temat. Nim jednak przedstawimy przepis dość niezwykły, kilka słów o o tym jak powiesić wędzidełko na oknie, czyli opowieść o głodówkach i… pyrach z gzikiem po liftingu.
Nigdy, absolutnie nigdy, nawet w czasach wagowej świetności, Kulka nie dała się namówić na desperacką formę odchudzania, czyli głodówkę. Stosowała kiedyś, owszem, ale bynajmniej nie z własnej woli. Została do niej bestialsko zmuszona… niedomaganiem aparatu gębowo-paszczowego. A powód był absolutnie prozaiczny. Po prostu miewała pecha i przytrafiały jej się w życiu najbardziej niewyobrażalne, koszmarne wpadki i najgłupsze wypadki, zakończone zwykle jakimś niedomaganiem. W tym niedomagania paszczowe dwa.
Farfocle
Najpierw, jako 11-latka, na wczasach w zakładowym ośrodku wczasowym, z Muszelką w nazwie zapewne, postanowiła pomóc tacie, który grał z kolegą w kręgle w wersji „PRL na powietrzu”. Czyli kule żelazne lub podobne (metalurgów przepraszam za brak precyzji), ciężkie diabelsko. Kiedy już zakończyły lot złowieszczy i wyhamowały na murze obleczonym grubiańską gumą, ktoś musiał włożyć je na pochyły tor wykonany z drutu, aby mogły sturlać się z gracją w kierunku graczy. Kulka pomocną być chciała, jednak źle odmierzyła czas i wskoczyła na tor po kulę, zanim ona zdołała osiągnąć murek… Ale to było zbyt dawno, żeby móc zapamiętać efekt odchudzający lub jego brak. Z tego dnia pamięta dziwne farfocle zamiast warg i to, jak mama spojrzała na tatę…
Wędzidełko
Natomiast Kulka zdecydowanie schudła innym razem, gdy zamach na nią zorganizował, bezwiednie wprawdzie, mężczyzna jej życia, a konkubent obecny. Siedzieli w zaparkowanym aucie, on za kierownicą gadał przez telefon, radio gadało coś na temat pogody, ona przez otwarte okno gadała ze znajomymi wiszącymi w oknie auta zaparkowanego obok. Ona trajkotała, że chyba pomylili drogę, znajomi coś o mapie, radio coś znów, że pogodę mamy ładną. On pochłonięty konwersacją absolutnie, w lewej dłoni telefon, prawą majstrował przy guzikach umiejscowionych obok fotela kierowcy. Po chwili dałby się słyszeć szelest silniczka, ale nie dał się, bo wszyscy trajkotali. Kulka z papą w oknie poczuła w końcu, że coś bestialsko zupełnie zaczyna ograniczać jej możliwości wypowiadania się. Stawiała opór, ale to coś było silniejsze, a także ostrzejsze i… to włączone przez konkubenta automatycznie zamykane okno spowodowało, że szyba trafiła dokładnie między jej górne dziąsło i wargę. Może gdyby nie stawiała oporu, umilkła od razu lub szybciej uniosła pupę w celu wyzwolenia wargi z szyby, zanim ta prawie osiągnie cel, czyli górną krawędź okna. A tak skończyło się na zeskrobywaniu wędzidełka wargi górnej z okna i na głodówce prawie dwutygodniowej.
Kulka próbowała co prawda wówczas odżywiać się. Jadła jednak wyłącznie puree z ziemniaków bez jakichkolwiek dodatków, bo każda inna papka zbyt boleśnie przypominała jej o utracie pionowego fałdu skórnego biegnącego od wargi do dziąseł, albo odwrotnie. Ale tłuczone ziemniaki znudziły się już trzeciego dnia, więc później strzeliła focha i nie jadła nic. Po tych prawie dwóch tygodniach, kiedy rany w paszczy i sercu zabliźniły się, na jedzenie rzuciła się z pasją tak wielką, że naukę o bezcelowości głodówek zapamiętała na zawsze. Serdecznie znienawidziła też puree ziemniaczane – mimo iż właściwie nie uchodzi, bo z Wielkopolski sama pochodzi… Przekonała jednak sama siebie i otoczenie, że patriotyzm lokalny można podtrzymywać, przygotowując ziemniaki w wersji „gryzionej”, w dodatku na ostro.
Pyry z gzikiem po liftingu
Tradycyjne, postne danie wielkopolskie. Po małym liftingu.
– kilka ziemniaków/pyrek/kartofli/gruli (do wyboru;-) ok. 2-3 na osobę
– twarożek półtłusty lub chudy w kostce (kostka, 250 g, wystarczy na ok. 2 osoby)
– śmietana i/lub mleko (ok. 1/3 szklanki)
– czerwona cebula (1 mała na kostkę twarogu)
– sól, pieprz
– kapary (wystarczy najmniejszy słoiczek)
– papryczka pepperoni (1 szt.)
– masło (ok. łyżeczka do każdego ziemniaka)
Ziemniaki umyć bardzo dokładnie, osuszyć, każdy zawinąć w kawałek folii aluminiowej. Piec w piekarniku ok. 50 minut (w zależności od wielkości) 200 st. C.
W tym czasie przygotować gzik, czyli twarożek z cebulką. Twarożek podusić widelcem, dodać bardzo drobno pokrojoną cebulkę, kilka łyżek mleka – ewentualnie śmietanki, jeśli ktoś się nie boi zatkanych tętnic;-) – aby masa twarogowa nie była sucha i sztywna. Doprawić solą i pieprzem.
Upieczone ziemniaki odpakować z folii, przekroić na połówki, nałożyć na każdą cienki listek masełka, na to sporą łychę gziku. I… byłby koniec, gdyby nie to, że dla mnie to zawsze było za mało. Mam sentyment do tradycyjnych przepisów, ale lubię je modyfikować. Tym razem na pyrach z gzikiem wylądowały kapary i papryczka pepperoni. Re we la cja!
Ciekawe czy w takiej wersji to jeszcze pyry z gzikiem? A może są i inne sposoby na podrasowanie tego przepisu? Jesteśmy ciekawi Waszej opinii – news@lepszyPOZNAN.pl
Więcej przepisów i porad znajdziesz na stronach chilifiga.pl
Dodaj komentarz