Szukałam przepisu, który uratuje mnie w drugie święto Bożego Narodzenia. Gdy chleba kupionego przed świętami nikt nie tknie, na babranie się w zakwasach i zaczynach nie mam siły, a gości trzeba „dobić” czymś pysznym, a jednocześnie sytym, żeby poprosili już wyłącznie o dobrą herbatę i o to, żeby usiąść obok nich. Wtedy przypomniała mi się taka historyjka.
Pisze Monika z blogu www.chilifiga.pl
To był jeden z takich dni, gdy akurat na godzinę przed przyjściem licznego stada gości siwej suce zrobiło się gorąco i postanowiła wziąć kąpiel w pobliskim, gęstym od czarnego mułu strumyku; narzeczony udając się ze spisem (!) na zakupy nabył ręczniki frotte zamiast papierowych, a kij od mopa złośliwie złamał się w pół. W efekcie dzieci wystawione do ogrodu, żeby zminimalizować ryzyko kolejnych strat, narzeczony wysłany po chleb, o którym zapomniał, a ja na 15 minut przez przyjściem gości śmigam na szmacie, a przemieszczając się w pobliżu okien, łokciem odzianym w ulubioną bluzę niweluję z szyb ślady dziecięcych paluszków i psiego nochala.
I wtedy wpada sąsiadka. Gadamy sekund kilka, wręcza mi mały talerzyk i znika. Zamierzam znów rzucić się w wir zacierania śladów syfu, gdy… dociera do mnie zapach, woń, aromat. Czas się zatrzymuje, goście na pewno utknęli w korku lub na przejeździe kolejowym, a jeśli nie, to trudno. Jest mi wszystko jedno! Zatapiam zęby w cudnie pachnącej bułeczce, po czym powolutku udaję się na kanapę, aby wygodnie się usadowić i pochłonąć resztę. Co tam goście! Oni bardziej niż błysk podłogi docenią wyluzowaną, zrelaksowaną panią domu, która nie będzie przez całe spotkanie przemieszczać się tak, żeby zasłaniać sobą ostatnie niedotarte plamy na szybach i bryzgi torfu ze strumyka na ścianie. No trudno przecież.
Sumienie nie pozwala mi robić tych bułeczek często, bo są tak tłuste, że zjadłyby mnie wyrzuty sumienia. Ale na sto procent kupię wszystkie składniki i zrobię bułeczki na śniadanie. Jako żywieniowa wariatka próbowałam oczywiście wykonać je z tłuszczem roślinnym, ale… to nie to! Moje wegetariańskie podniebienie wytrzymuje.
Bułeczki z fetą i suszonymi pomidorami
– 30 dag mąki żytniej (ja wybrałam „przemiał” 720, czyli jeszcze odrobina pożytecznych składników zatrzymana, a mąka nie jest zbyt ciężka)
– szczypta soli (zwykle do pieczywa dodaje się więcej, ale tu słony smak pojawi się w farszu)
– 1 czubata łyżeczka tymianku lub innych ziół (pycha także z oregano)
bułeczki2- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
– 4 ząbki czosnku z zalewy ziołowej
– 5 suszonych pomidorów
– pudełko kwaśnej, gęstej śmietany 12 % (200 g)
– 10 dag masła
– pół kostki twardej fety (ok. 130 g)
– jajko
Mieszamy suche składniki: mąka, sól, tymianek i proszek do pieczenia. Dodajemy masło, siekamy. Następnie wrzucamy pokrojone drobno pomidory (mogą być z zalewy, ale wtedy dość dokładnie odsączone, bo tłuszczu w przepisie naprawdę dosyć!), przeciśnięte przez praskę ząbki czosnku, śmietanę. Wyrabiamy ciasto. Dzielimy na 8 części. Formujemy najpierw płaskie „placki”, na których układamy kawałki fety. Wtedy placki zawijamy i formujemy kulki. Układamy w tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia, smarujemy rozbełtanym jajkiem. Pieczemy 30 minut w temp. 180-190 st. C. Z czym podajemy? Po prostu z dobrą herbatą. Tak, to wystarczy, aby usatysfakcjonować gości!
Więcej kulinarnych pomysłów znajdziecie na blogu www.chilifiga.pl
Dodaj komentarz