Po wyjazdowym spotkaniu z Polonią Warszawa, rozgrany był mecz z inną drużyną z drugiej części tabeli. Mimo, że ten mecz rozgrywaliśmy na własnym boisku, a dzisiejszy rywal zajmuje niższą pozycję w tabeli z mniejszą liczbą zwycięstw, wcale nie oznaczało łatwiejszego meczu. Ostrożnego typowaniu nauczyliśmy się na podstawie często zaskakujących wyników innych spotkań, których w żaden sposób nie da się porównać. W tych oto uwarunkowaniach, oczywiście nie kompletnych, rozpoczyna się spotkanie.
Rzut sędziowski wygrywają goście i oni zdobywają pierwsze punkty. Od razu 3 za sprawą celnego rzutu K. Jakóbczaka. Wspominam tego zawodnika, ponieważ w dzisiejszym spotkaniu popisał się doskonałą skutecznością rzutów za 3 punkty, trafiając 7 na oddanych 10, podobnie jak M. Dymała w meczu przeciwko Weegree AZS Politechnika Opolska. Niby to samo, a jednak nie, czyli wszystko jest względne. Zanim K. Jakóbczak wstrzelił się na dobre, pierwsza kwarta przebiega remisowo, jeżeli chodzi o zdobycze punktowe. Czterokrotnie notujemy remis, raz prowadzimy my, a w pozostałych przypadkach goście. Przebieg tej kwarty nie zapowiada istotnej zmiany w drugiej kwarcie. Rzeczywiście nie zmienia się obraz gry na początku tej kwarty, ale tylko do trzeciej minuty od jej rozpoczęcia. Jeszcze niecałą minutę po wznowieniu gry w tej kwarcie zespół ze Zgorzelca prowadzi jednym punktem: 24:23, ale jest to ostatnie prowadzenie drużyny Turowa, ponieważ w 5’:49’’ prowadzimy 30:24, a w 3’:33’’ jest już 38:26, by zakończyć kwartę prowadzeniem 17 punktowym: 49:32. To już jest spora zaliczka, zwłaszcza zważywszy, że osiągnęliśmy sporą przewagę w jakości gry. Wznawiamy grę po przerwie i chociaż drużyna zgorzelecka po 7 kolejno zdobytych punktach zmniejsza naszą przewagę do 10 punktów /49:39/, jeszcze nie zapowiada sytuacji, która mogła odmienić losy spotkania. Tym bardziej, że w 3’:28’’ prowadzimy 22 punktami 67:45. Tylko naiwni, w tym również ja, mogli sądzić, że w tym meczu już nic szczególnego nie może się zdarzyć. Obejrzałem tysiące meczów, ale okazuje się, że i tak za mało. Wracamy na tory, a może obok torów, bowiem rozpędzony pociąg Enei nagle się wykoleił. I to raczej z winy „obsługi pociągu”, a nie, że ktoś z pasażerów uruchomił hamulec bezpieczeństwa lub źle przełożył „wajhę”. Najpierw ostatnie 3 minuty tej kwarty przegrywamy 15:2! /69:60/, a przewaga drużyny poznańskiej znacznie maleje. Nie mówiłbym prawdy, gdybym powiedział, że zachowuję spokój. Raczej powiedziałbym, ze zachowuję spokój inaczej niż jeszcze przed paroma minutami. Mniej więcej tak, jakbym ćwiczył gimnastykę poranną: siad, wyprost, siad …. Przerwa i start do ostatniej kwarty. Zawodnicy gości idą za ciosem. Dlaczego nie skorzystać z okazji i wygrać tego meczu, gdy po przeciwnej stronie występuje nie ta sama drużyna. Rozpoczęła się druga minuta tej kwarty, gdy drużyna gości zdobywając kolejne 5 punktów, między innymi po celnej trójce K. Jakóbczyka, zbliża się do naszej na „odległość 3+1” 69:65. Nie wiem, czy w tym momencie próbowałem usiąść, czy też wstać, na pewno nie leżałem, tylko pomyślałem „no to leżymy”, gdy tym razem W. Fraś /MVP dzisiejszego spotkania/odpowiada takim samym trafieniem /72:65/. Wracamy z dalekiej podróży, a zarazem do poprzedniego grania. W czasie ciut dłuższym od 4 minut ponownie zwiększamy naszą przewagę do 20 punktów /86:66 – 4:07/, a to oznacza definitywne wyłonienie zwycięzcy dzisiejszego meczu. Ostateczny wynik meczu 93:74 ustala celną trójką zawodnik gości B. Bochno. Warto zwrócić uwagę na dobre, a niektóre nawet bardzo dobre, statystyki naszej drużyny: 60% celnych rzutów za 2 punkty, 45,5% celnych za 3 punkty oraz 90% celnych rzutów osobistych. Tyle na dzisiaj z mojej strony, ale jest jeszcze przecież wypowiedź trenera Pana Przemysława Szurka, oto ona:
Cieszy kolejna wygrana przed własną publicznością oraz wynik końcowy zarówno po stronie ofensywnej jak i defensywnej. Mecz ten pokazał jak zmieniła się koszykówka na przestrzeni ostatnich lat, że nawet teoretycznie spora przewaga może zostać zniwelowana w 2,3 minuty za sprawą szczególnie rzutów 3-punktowych. Bardzo podobała mi się postawa Wojtka Frasia, który po nieudanym dla siebie meczu w Warszawie odpowiedział w najlepszy sposób z możliwych i wespół z Marcinem Tomaszewskim, Michałem Wielechowskim i Jankiem Nowickim trafiali w najtrudniejszej odsłonie meczu, kiedy Turów zbliżył się na 4 punkty. Chciałem też podkreślić nieocenioną postawę Kuby Fiszera, który dał nam niesamowitą energię i wywalczył wiele piłek dla zespołu w pierwszej połowie. Niezwykle cenię taki wysiłek, bo jest on wkładany w miejsce, które nie zawsze jest oczywiste dla kibiców czy widoczne w statystykach.
Punkty dla Enei zdobyli:
W. Fraś 23, 3×3, 7 zb., M. Tomaszewski 18, 1×3, 5 zb., M. Wielechowski 16, 3×3, J. Nowicki 13, 1×3, 5 zb., J. Andrzejewski 7, 1×3, M. Dymała 5, 1×3, B. Ciechociński 4, J. Simon 4, J. Fiszer 3, 5 zb.
Dla Turowa najwięcej punktów zdobyli:
K. Jakóbczyk 26, 7×3, F. Pruefer dd 16, 10 zb., K. Wąsowicz 10, 1×3, B. Bochno 8, 1×3, Sz. Pawlak 7.
Już z daleka widziałem roześmiane twarze stałych „kiboli”. Podszedłem do nich i zapytałem, no i co? Łe jery, cięgiem pytosz co? Nima dwóch zdań, że my som zadowolone, odpowiedział Zyga, ale wew ty trzeci kwarcie i zaś jak zaczyna się czwarto, to żem miol fefry, że jeszczyk dostaną wew gor, abo inacy, wew cynder. Łejejkusie, jo się nie moge merknąć, guli roz grają, że oż kce się szpycować, a zaś potym jak Cajmer o północy. Dyć tak już jezd, guli to jezd mana, czyli wuchta wiary, a nie jedyn i to musi razym fungować. Zauważył Biniu. A teroz już nie bydymy za wiela godać, bo fyromy na Edy urodziny. Feste, guli naszo mana lajsła mu prezynt. Musicie zdążyć na tramwaj?, zażartowałem. Cheba mosz coś zez gorem, abo mosz ambe? Oburzył się Zyga. My przyjachali i odjadymy samochodem. Cheba pamiętosz, bo żeś zaś przed tym o tym grygolił.
Tekst: Adam Lejwoda (kksbasket.poznan.pl)
Dodaj komentarz