Zakupowe szaleństwo, jakie ogarnia mieszkańców niektórych krajów, udziela się powoli również i nam. Skorzystać na tym pędzie za okazjami chcą oczywiście sklepy, jednak nasza rodzima wersja Black Friday niestety rzadko bywa tak atrakcyjna, jak w krajach, gdzie ma dłuższą tradycję.
O kolejkach ustawiających się w nocy, walkach o telewizory przecenione o 80% i podobnych obrazkach z USA słyszeliśmy w mediach już od dawna. Za każdym razem zazdrościłem, że gdzieś tam, takie cuda mają miejsce.
Kilka lat temu Black Friday dotarł również nad Wartę, ale nie był już tak atrakcyjny. Właściwie ograniczał się do wywieszenia plakatów i podgrzewania gorączki zakupów. Same obniżki były niewielkie i dotyczyły np. towarów, których sklep nie mógłby się pozbyć z magazynu nawet, gdyby klientom dopłacał.
W tym roku skala promocji tego handlowego wydarzenia wydawała się większa. Oczekiwania rosły. Wyobraźnia zaczęła pracować. Niektóre sklepy nie ograniczały niezwykłych przecen tylko do piątku, ale obiecywały cały “black weekend”, a czasami nawet tydzień!
Niestety. Rzeczywistość, kolejny już raz zresztą, mocno odbiegała od oczekiwań i marzeń klientów. Ci ostatni nie liczą, myśląc przecież realnie, że towar będzie rozdawany za darmo. Chcieliby jednak być traktowani poważnie. W sklepie z elektroniką promocja Black Friday jest jednak już chyba obrażaniem inteligencji klientów.
Uśmiąłam się z Black Friday kiedy zobaczyłam , że z tej okazji jedne z dobrych perfum były tańsze o 9,99 zł. Kosztowały 339 zł. Przeszli sami siebie.
A te kartki nie pojawiają się magicznie jak otwierają sklep?