Zimą 1940 roku młody Polak, Janusz, zostaje skazany przez sowieckie władze na 20 lat łagru na Syberii. Wraz z grupą innych świeżo zesłanych poznaje realia obozowego życia, odkrywa zaskakującą hierarchię wśród więźniów, a nawet karnie trafia do syberyjskiej kopalni. Szybko orientuje się, że ucieczka jest jedynym wyjściem. Gromadzi skromne zapasy i zawiera sojusze ze współwięźniami. Wie, że ucieczka nie będzie łatwa a wydostanie się poza druty kolczaste to tak naprawdę początek wielkich problemów a nie powód do świętowania. Zresztą, znamienne są słowa jednego ze strażników, że to nie druty ani nie strażnicy ani nawet nie psy strzegą skazanych, bo najpotężniejszym strażnikiem jest przyroda wokół obozu, a zaraz za nią miejscowa ludność, która wyda uciekinierów bez mrugnięcia okiem.
Janusz musi wyruszyć w drogę, musi wrócić do domu, ponieważ – jak sam mówi – jest jedynym, który może wybaczyć ukochanej osobie, by mogła ona zaznać spokoju i żyć normalnie. Więc choć wydaje się to zupełnie szalone i skazane z góry na porażkę, to jednak grupa mężczyzn podejmuje wspólnie próbę ucieczki. Pokonują zaśnieżoną mroźną tajgę, w której odrobina nieuwagi może kosztować życie, całe tygodnie wędrują przez las, przymierają głodem, cierpią z niedostatku wody, by wreszcie dotrzeć do granicy Związku Radzieckiego z Mongolią. Pierwotnie to był ich cel, ale jak się okazało, Mongolia przystąpiła do obozu komunistycznego, co zmusiło ich do dalszej wędrówki poprzez pustynię, Tybet i Himalaje aż do Indii. Tylko kilku z nich udaje się przeżyć, pozostali giną na poszczególnych etapach wędrówki. Każda śmierć jest przygnębiająca, ale im nie wolno się poddawać, muszą iść dalej.
“A Ty, co będziesz robił, kiedy już dojdziemy?” pyta Janusza już w bezpiecznym Tybecie jeden z wędrowców, a ten odpowiada “Ja? Ja będę szedł dalej, aż do końca”. Właściwie reżyser nie precyzuje, czy chodzi o to, że Janusz dojdzie do domu dopiero pod koniec swego życia, czy może o jego potencjalne współdziałanie w historycznych wydarzeniach zmierzających do przywrócenia Polsce suwerenności. Zobrazowaniem słów Janusza jest wirtualny marsz przez powojenną historię Europy środkowo-wschodniej: lata komunizmu, powstanie na Węgrzech, inwazja na Czechosłowację, budowa muru berlińskiego i wreszcie obalenie komunizmu zilustrowane zdjęciem Lecha Wałęsy z obrad Okrągłego Stołu. Ostatnie sceny filmu sugerują, że dopiero po 1989 Janusz zdołał wrócić do ojczyzny, chociaż powrót ten tak niepodobny był do tego, który sobie wymarzył.
“Niepokonani” to film o harcie ludzkiego ducha, o tym jak wiele można znieść jeśli tylko ma się w życiu cel, że nie wolno się poddawać nawet jeśli osiągnięcie celu wydaje się niemożliwe. To również krótka lekcja historii, bo taki marsz z łagru do Indii odbył się naprawdę. Peter Weir bazował (chociaż w granicach rozsądku) na powieści “Długi Marsz” Sławomira Rawicza wydanej za granicą w latach 50-tych XX wieku. Autor utrzymywał, że są to jego własne wspomnienia, tymczasem po wielu latach okazało się, że nigdy w łagrze sowieckim nie był, nie mógł zatem z niego uciec. Jednak opowieść nie jest w całości zmyślona, jest jedynie “pożyczona” od Witolda Glińskiego, prawdziwego uciekiniera i ubarwiona zgodnie z wyobraźnią Rawicza. Sam Gliński nigdy nie dążył do rozgłosu, dlatego całość sprawy zaledwie kilka lat temu ujrzała światło dzienne. Najbardziej niezwykłe jest to, że pan Gliński niczego niezwykłego w swojej historii nie widzi. Mógł umrzeć w łagrze albo spróbować odzyskać wolność. W jego odczuciu to nie było bohaterstwo, tylko zwykła konieczność. Sam film nieco odbiega detalami od rzeczywistych przeżyć Witolda Glińskiego, ale ogólny przebieg wydarzeń został zachowany.
Reżyserem filmu jest Peter Weir (znany między innymi z takich filmów jak “Truman Show”, “Pan i władca. Na krańcu świata”, “Stowarzyszenie umarłych poetów” czy kultowy “Piknik pod wiszącą skałą”). Wprawdzie sceny pustynne nakręcone były w Maroku, a “syberyjską tajgę” znaleziono w Bułgarii, ale szczegóły łagru oddane zostały dokładnie, na przykład przywiązywano wagę do takich detali jak użycie właściwych gwoździ w pryczach więźniów. Także wstęp do filmu przykuwa uwagę, ponieważ widz informowany jest, że we wrześniu 1939 r. nie tylko wojska niemieckie napadły na Polskę, ale także rosyjskie, a kraj podzielony został między dwa mocarstwa. Dla nas, Polaków, to oczywistość, ale dla Zachodu to wciąż bywa zaskakującym faktem.
Siedmioro ludzi i siedem różnych historii, siedem losów, siedem przyczyn znalezienia się na Syberii i siedem dobrych powodów, by przeżyć. Nie sposób ująć wszystkich pogmatwanych losów ludzi zesłanych na Syberię, jednak w tych kilku opowieściach Weirowi udało się pokazać bezsens sowieckiego wymiaru sprawiedliwości i jego okrucieństwo, ale jednocześnie siłę ludzkiej psychiki motywującej do ogromnego wysiłku.
Na uwagę zasługuje również fakt, że w filmie pojawiają się polskie dialogi, wypowiadane przez zdecydowanie nie-polskich aktorów 🙂 i przyznać trzeba, że całkiem nieźle radzą sobie z tym jednym z najtrudniejszych języków świata 😉
To czego mi zabrakło w filmie do pełni zadowolenia to zdjęć z wędrówki przez Himalaje. Z fabuły filmu wynika, że bohaterowie musieli przez nie przejść, w dodatku zimą, ale tuż za ich wyjściem z Tybetu pojawiają się zdjęcia słonecznych Indii. A tak czekałam na zmagania wędrowców z najwyższymi górami świata… Jest to jedyny mój zarzut wobec tego filmu. Zachód zna tę historię od dawna, my – choć dotyczy Polaka – dopiero się jej uczymy. Muszę przyznać, że jako Polka poczułam się przez Petera Weira dowartościowana. Nie tylko rzetelnie przedstawił fakty historyczne, ale również przybliżył niezwykłą opowieść o naszym rodaku, w dodatku wkładając w jego usta wypowiedzi w ojczystym języku. Jestem pełna uznania i film gorąco polecam!
Recenzję otrzymaliśmy od Aldi na maila news@lepszypoznan.pl
Dodaj komentarz